Jeszcze w sobotę rano wszystko wskazywało,że ministrowie finansów i szefowie banków centralnych G20 do których należy 80 proc światowego PKB, wyjadą z Paryża z niczym.Okazało się jednak,że pesymiści nie mieli racji.
Ostatecznie zdołali wynegocjować listę wskaźników,którymi będzie można mierzyć nieprawidłowości w światowej gospodarce. Te wskaźniki, to bilans handlowy,kurs wymiany, stopy procentowe oraz poziom zadłużenia tak państwa, jak i sektora prywatnego. Francuzi i Niemcy, a także Amerykanie koniecznie chcieli,żeby dołączyć do nich także poziom rezerw, i nadwyżkę/deficyt na rachunku bieżącym , ale na to Chińczycy w żadnym wypadku nie chcieli się zgodzić. Chiny otrzymały pełne wsparcie pozostałych członków BRIC,którzy wyraźnie mają dosyć podporządkowywania wszelkich decyzji dotyczących światowej gospodarki wyłącznie grupie najbogatszych krajów.
—Osiągnięcie kompromisu nie było proste, bo rozbieżność interesów jest ogromna - tłumaczyła na konferencji prasowej po zakończonym spotkaniu francuska minister finansów, Christine Lagarde,która przewodniczyła całemu spotkaniu. —Naszym celem było stworzenie możliwości przetestowania polityki gospodarczej w poszczególnych krajach przy wykorzystaniu kryteriów pokazujących korzyści i zagrożenia dla innych , a nie tylko na potrzeby polityki wewnętrznej - tłumaczyła pani Lagarde.
Chińczycy nie zgodzili się jednak na wprowadzenie do kryteriów także wysokości rezerw walutowych, bo uznali,że i tak poszli na duże ustępstwa. W sytuacji, gdy Międzynarodowy Fundusz Walutowy prognozuje dla gospodarki tego kraju w roku 2011 9,6 proc wzrostu PKB, tuż przed przyjazdem delegacji do Paryża ogłosili podwyżkę poziomu rezerw, jakie muszą utrzymywać banki i to po raz 8. w ciągu ostatnich 12 miesięcy.
— Wyższe rezerwy nie są jedynym środkiem, jakim zamierzamy walczyć z wysoką inflacją.Wykorzystamy także stopy procentowe oraz kurs waluty — tłumaczył prezes banku centralnego Chin, Zhou Xiaochuan.