Recepty włoskiego rządu na zaleczenie problemu długu publicznego nie wszystkim przypadły do gustu. Najbardziej uderzyły one w małe miasteczka, posiadające mniej niż 1000 mieszkańców. Zgodnie z planem reform w wydatkach, by pozyskać dodatkowe oszczędności, będą one musiały połączyć się ze sobą tworząc w ten sposób znacznie większe jednostki administracyjne. Tym sposobem zmniejszyłaby się ilość burmistrzów i radnych, a co za tym idzie, wartość wypłacanych im rok rocznie diet.
Pomysł najbardziej nie spodobał się liderom Filettino. Władze miasteczka, zlokalizowanego około 100 km na wschód od Rzymu, ogłosiły, że nie zgadzają się na wprowadzenie u siebie nowych przepisów i rozpoczynają rebelię przeciwko rządowym przepisom. Pomysł władz miasteczka jest prosty i wzorują się w nim na republice San Marino. Domagają się niepodległości i niezależności od Rzymu. Najbardziej widać to w aspiracjach Luca Sellariego, miejscowego burmistrza, który chciałby, by licząca 598 mieszkańców osada stała się niepodległym krajem, w którym władzę sprawowałby monarcha. Czy miałby być nim właśnie obecny burmistrz?
- Jeśli tylko wymagać będzie tego dobro naszej wspólnoty oraz będzie to niezbędne do obrony naszej niezależności oraz surowców naturalnych – stwierdził Luca Sellari w wypowiedzi dla dziennika The New York Times. – Każdy z nas marzył kiedyś, by zostać księciem – dodaje.
Walka z Rzymem nie kończy się jednak tylko na słowach i marzeniach. Chcąc zdobyć większą autonomię gospodarczą władze Filettino już rozpoczęły drukować własną walutę „fiorito" (wł. kwiecisty). Nazwa nie jest przypadkowa. Z jednej strony można zacytować burmistrza, który stwierdził, że nazwa jest „jak miasto kwitnie w nowej formie". Z drugiej strony można się doszukiwać w niej nawiązań historycznych do drukowanej od 13. wieku waluty Florencji czyli florena. Chodź oficjalna waluta nowej monarchii jest już ogólnodostępna to jednak nie jest to jeszcze główny środek płatniczy. Na razie wykorzystywana jest głównie jako pamiątka dla turystów.
W swoim proteście władze Filettino nie są osamotnione choć nigdzie nie przybrał on formy rebelii. Pomysł połączenia miasteczek nie spodobał się właściwie nikomu i w jego efekcie Włochy przetoczyła się fala protestów. – Czy wiecie ile kosztuje utrzymanie burmistrzów i rad miejskich włoskich miasteczek? – pyta retorycznie Franca Biglio, przewodnicząca Narodowego Stowarzyszenia Małych Miast (Ancpi). – Odpowiedź brzmi 5,8 mln euro. To mniej więcej tyle samo ile płacimy za „usługi restauracyjne", które zjadają nasi posłowie – odpowiada Biglio.