Ostatni kryzys, podobnie jak ten z lat 30. XX w., poskutkował wysypem rozmaitych skrótowców, określających programy ratunkowe rządów i banków centralnych. Spośród nich największą karierę zrobił „QE", od angielskiej nazwy ilościowego łagodzenia polityki pieniężnej (quantitative easing).
W rzeczywistości program ten, polegający na skupie przez bank centralny aktywów za „dodrukowane" pieniądze, nie jest nowym wynalazkiem. Pionierem w tej dziedzinie był na początku minionej dekady Bank Japonii (BoJ). Ale w porównaniu z masą pieniądza, jaką w ostatnich kilku latach zdecydowały się zalać rynki banki centralne USA i Wielkiej Brytanii, działania BoJ były skromne.
Pomoc nie dla rządów
Ilościowe łagodzenie polityki pieniężnej to jedno z remediów na problem, nazywany w ekonomii pułapką płynności. Banki centralne wpadają w nią, gdy nie mogą obniżać stóp procentowych w reakcji na słabnięcie gospodarki, bo już wcześniej sprowadziły je do zera. Amerykańskiej Rezerwie Federalnej i Bankowi Anglii (BoE) przytrafiło się to na przełomie 2008 i 2009 r. Mniej więcej w tym samym czasie instytucje te rozpoczęły QE.
BoE z przerwami prowadzi ten program do dziś. W lutym zapowiedział, że będzie go kontynuował, aż jego portfel zakupionych na rynku aktywów osiągnie wartość 325 mld funtów (1,6 bln zł), o 75 mld funtów więcej, niż planował jesienią. Natomiast Fed drugą rundę programu QE zakończył w połowie ub.r. Do tego czasu skupił aktywa za 2,3 bln dol (7,2 bln zł).
W ramach pierwszej rundy QE, do marca 2010 r., Fed skupował głównie obligacje zabezpieczone kredytami hipotecznymi. Miało to rozruszać rynek na te aktywa i w efekcie pobudzić akcję kredytową i koniunkturę na rynku nieruchomości. Później jednak, aby nie dopuścić do kurczenia się portfela swoich aktywów – co oznaczałoby zaostrzenie polityki pieniężnej – przychody z zapadających papierów Fed reinwestował wyłącznie w obligacje skarbowe. Te papiery skupował też w ramach drugiej rundy QE, rozpoczętej w listopadzie 2010 r. Także BoE kupuje przede wszystkim obligacje skarbowe.