W ocenie związkowców jest tylko kwestią czasu, kiedy w słabe firmy polskiej zbrojeniówki uderzy przyjęta w zeszłym roku dyrektywa obronna UE nr 81 – szeroko otwierająca dla międzynarodowej rywalizacji wart ok. 40 mld euro rocznie europejski rynek zamówień wojskowych. Resort skarbu przyznaje, że większość słabych polskich przedsiębiorstw nie ma szans na konkurowanie w przetargach z zachodnimi koncernami. A gra idzie o krajowe zamówienia na nową broń i sprzęt warte ok. 3 mld zł rocznie.
Pod presją związkowców, a także menedżerów obronnych spółek armia zwiększa liczbę wieloletnich umów na dostawy uzbrojenia. MON przyznaje, że połowa kontraktów ze zbrojeniówką ma już charakter długoterminowy.
– Nadal wieloletnich umów jest za mało, negocjacje z armią idą jak po grudzie – twierdzi jednak Sławomir Kułakowski, prezes Polskiej Izby Producentów na rzecz Obronności Kraju.
Jak się dowiedziała „Rz", rząd kończy prace nad mechanizmami prawnymi, które powinny skuteczniej chronić rodzimy przemysł. Chodzi o zmianę ustawy o zamówieniach publicznych i stworzenie możliwości wyłączenia niektórych zakupów wojskowych ze standardowej procedury przetargowej. Rada Ministrów miałaby w krytycznych sytuacjach, gdy istotny jest czas i gwarantowane bezpieczeństwo dostaw, decydować o zakupach z wolnej ręki – jeśli wymaga tego „istotny interes bezpieczeństwa państwa".
– Jeśli przy każdym zamówieniu o szczególnym trybie zakupu uzbrojenia miałaby decydować Rada Ministrów, to obawiam się, że ministrowie nie będą w stanie zająć się nawet najważniejszymi transakcjami. Co roku MON prowadzi nawet trzysta przetargów – ostrzega Stanisław Głowacki, szef „Solidarności" zbrojeniówki.