Szykowana przez Brukselę dyrektywa wprowadza nowe limity emisji hałasu pojazdów silnikowych i nowe sposoby pomiaru tego hałasu. Komisja Europejska jest przekonana, że zmiany są konieczne, by chronić zdrowie obywateli i środowisko naturalne. Zdaniem urzędników dotychczasowe regulacje – m.in. przepisy z 2005 r. dotyczące hałasu – są nieskuteczne, m.in. ze względu na niedoskonałe metody pomiarów.
Dla producentów aut proponowane zmiany mogą okazać się bardzo bolesne. W ciągu dwóch lat od momentu wejścia w życie dyrektywy limit emisji hałasu w przypadku samochodów osobowych, autobusów i pojazdów ciężarowych o masie do 3,5 tony ma spaść o 2 decybele. Trzy lata później – w drugiej fazie – auta będą musiały być cichsze o kolejne 2 decybele. W praktyce oznacza to ograniczenie emitowanego hałasu o 50 – 60 proc. Krótki okres dostosowawczy zmusi producentów do szybkich inwestycji w innowacyjne technologie, co może odbić się na cenach aut. Dlatego też eksperci – m.in. z niemieckiego instytutu Centrum für Europäische Politik – apelują, by wydłużyć okres dostosowawczy. Ich zdaniem wzrost cen aut spowoduje spadek popytu, co wpłynie negatywnie na tempo rozwoju europejskiej gospodarki i poziom zatrudnienia.
Wątpliwości ekspertów budzi też kuriozalny na pierwszy rzut oka pomysł „podgłośnienia" aut elektrycznych i hybrydowych. Zdaniem Komisji Europejskiej pojazdy te są tak ciche, że powodują zagrożenie dla innych uczestników ruchu. W związku z tym producenci powinni mieć możliwość wyposażania ich w specjalne systemy emitujące sygnały dźwiękowe działające przy prędkości do 20 km/h oraz w trakcie zawracania. Specjaliści z CEP krytykują ten pomysł: ich zdaniem bezpieczeństwo na drogach wzrośnie tylko wtedy, gdy stosowanie sygnałów będzie w hybrydach obowiązkowe.
Największe kontrowersje budzą jednak prawne aspekty zmian. Najważniejsze regulacje – m.in. nowe limity emisji hałasu – Komisja umieściła w załącznikach do dyrektywy. Jak sama przyznaje, w razie konieczności chce je nowelizować w drodze tzw. aktów delegowanych. Problem w tym, że – jak podkreślają eksperci CEP – akty tego rodzaju mogą służyć wyłącznie do precyzowania mniej istotnych zapisów dyrektywy. W tym przypadku jest inaczej. Możliwość błyskawicznej zmiany limitów oznacza dla producentów olbrzymie ryzyko przy projektowaniu aut – może się okazać, że opracowany dużym kosztem model nie uzyska homologacji, bo tuż przed jego wejściem na rynek Bruksela zmieni kluczowe przepisy.
Wnioskiem w sprawie dyrektywy zajmie się teraz Rada UE. Posiedzenie w tej sprawie zaplanowano na 22 października.