W ciągu pięciu miesięcy tego roku tylko jeden z siedmiu arabskich emiratów – Ras al Chajma – odwiedziło pół miliona Rosjan. To o 20 proc. więcej niż rok temu.

Przed kryzysem 2009 r. Rosjanie latali do Emiratów na luksusowe wczasy i po tańsze niż w Rosji nieruchomości. Na 400 zarejestrowanych w Emiratach firm sprzedających lokale jedna czwarta była z kapitałem rosyjskim. Teraz, jak podaje „Kommiersant", rosyjskie firmy są obecne we wszystkich dziedzinach gospodarki Zjednoczonych Emiratów Arabskich: od logistyki przez fabryki słodyczy do branży komputerowej i usług. Sprzyja temu polityka władz Emiratów, które chcą mniejszej zależności gospodarki od ropy. Dlatego stworzyły dla zagranicznych inwestorów dziewięć wolnych stref ekonomicznych. Inwestujące tam spółki dostają ulgi podatkowe na 15 lat. Mogą być one przedłużone na ten sam okres, a podlegają im też operacje importowo-eksportowe. Same podatki z ZEA są jednymi z najniższych w Azji. Rosyjscy przedsiębiorcy w Emiratach chwalą też sobie brak korupcji, tak rzadki w ich ojczyźnie.

– Bardzo rzadko pomagają tutaj w biznesie powszechne w naszej części Europy układy. Nie ma tutaj także biurokracji, poza tym, że większość urzędów pracuje tylko do obiadu, a urzędnicy są bardzo powolni – ocenia Irina Friaf, współwłaścicielka firmy Marbag Consulting, która w ciągu dziesięciu lat pomogła zarejestrować w Emiratach 1,5 tysiąca rosyjskich firm.