Pierwsza część wtorkowych notowań dawała nadzieję, że poniedziałkowe osłabienie złotego było chwilowe i nasz pieniądz będzie znowu zyskiwał na wartości. Szybko okazało się jednak, że wiara w powrót wzrostu była na wyrost.

Już po kilkudziesięciu minutach handlu wyceny euro i dolara przebiły poziomy obserwowane poprzedniego dnia wieczorem. Notowaniom złotego szkodziło słabnące euro. Inwestorzy z uwagą obserwowali protesty towarzyszące wizycie w Grecji niemieckiej kanclerz Angeli Merkel. Ich skala dobitnie pokazała, że Grecy nie chcą dalej zaciskać pasa, co stawia pod znakiem zapytania sens reformowania finansów tego państwa. Z rodzimego podwórka informacją, która zachęcała do zamykania pozycji na złotym, była decyzja MFW o obniżeniu prognoz dla polskiej gospodarki. Według ekspertów w tym roku nasz PKB zwiększy się tylko o 2,4 proc., a w przyszłym roku o 2,1 proc.

W konsekwencji wieczorem za euro i franka szwajcarskiego płacono w Warszawie po ok. 0,4 proc. więcej niż w poniedziałek, czyli odpowiednio: przeszło 4,08 zł i ponad 3,37 zł. Dolar podrożał o 1 proc., do 3,16–3,17 zł.

Oprocentowanie obligacji dziesięcioletnich wynosiło wczoraj 4,66 proc., pięcioletnich 4,18 proc., a dwuletnich 3,99 proc.