Reforma emerytalna wraz z korektami działania OFE mogła być przeprowadzona już osiem lat temu – dowiaduje się tygodnik „Bloomberg Businessweek Polska". Jak wynika z informacji magazynu plany wprowadzenia zmian, które miały chronić budżet państwa w 2005 r., miał przygotowane gabinet Marka Belki. Do ich wdrożenia konieczne jednak było wsparcie ze strony opozycyjnej wówczas Platformy. Ta, mimo że mogła na tym jedynie zyskać, ofertę odrzuciła. U Donalda Tuska górę wzięła obawa, że może to osłabić szanse jego partii w nadchodzących wyborach prezydenckich i parlamentarnych, których ostatecznie PO i tak nie wygrała.
– Gdyby wcześniej ograniczono możliwość przechodzenia na pomostówki, nastąpiło wydłużenie i zrównanie wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn oraz wprowadzono inne zmiany, dziś bylibyśmy w zupełnie innym miejscu, a rząd nie byłby zmuszony do podejmowania awaryjnych działań i sięgania po pieniądze zgromadzone w OFE – zgodnie komentują ekonomiści.
„Businessweek" opisuje polityczne kulisy pierwszej próby reformy systemu emerytalnego. – Zmiany wprowadzone w 1999 r. przez rząd Jerzego Buzka funkcjonowały już kilka lat. Ale już wtedy było wiadomo, że system wymaga korekt, bo bez nich doprowadzi do problemów – mówi „Businessweekowi" jeden z byłych współpracowników premiera Belki.
Było jasne, że osłabiony aferami SLD przegra wybory. Wśród współpracowników Belki zapadła więc decyzja, by zgrać va banque i skoro i tak nie ma nic do stracenia, rzutem na taśmę spróbować przeprowadzić zmiany. Ówczesny premier zaproponował Tuskowi nieformalny układ, że weźmie na siebie koszty niepopularnych decyzji, ale poprosił o pomoc w ich przegłosowaniu. – Odbyło się kilka spotkań. Ostatecznie Tusk się nie zdecydował – mówi współpracownik byłego premiera.
Przeważyła obawa, że jeśli PO przyłoży rękę do działań, które zostaną źle przyjęte przez społeczeństwo, może to osłabić jej zwycięstwo.