O ile jeszcze na początku wieku firmy z tzw. rynków wschodzących stanowiły ledwie 5 proc. wśród największych korporacji w rankingu Fortune Global 500, to już w 2010 r. ich udział zwiększył się do 17 proc. W kolejnych latach będzie rósł jeszcze szybciej i w 2025 roku niemal co druga z największych korporacji świata będzie pochodziła z któregoś z rynków wschodzących, zaś niemal co czwarta z Chin.
– To oznacza dramatyczne przesunięcie w równowadze sił w globalnym biznesie – prognozuje w najnowszym raporcie firma doradcza McKinsey & Company. Obecnie trzy czwarte z 8 tys. firm z ponad miliardem dolarów rocznych przychodów pochodzi z rozwiniętych rynków, ale w nadchodzącej dekadzie do tej grupy doszusuje kolejne 7 tys. – w większości, bo w 70 proc., z krajów rozwijających się.
To oznacza nowe wyzwania dla menedżerów, zwłaszcza tych z rozwiniętych krajów Europy i Ameryki Północnej. Takie jak choćby konkurencja koreańskiego Samsunga, który w ostatnich latach skutecznie osłabił dominację Apple'a na rynku smartfonów.
Szefowie firm będą więc musieli dużo uważniej śledzić rynkowe trendy stale wypatrując rynkowych nisz i nowych konkurentów.
Eksperci McKinsey zwracają uwagę na trzy kwestie. Pierwsza to optymalizacja sieci dystrybucji. Wiele firm (zwłaszcza tych nastawionych na odbiorców biznesowych) będzie musiało przestawić się na dużo bardziej różnorodną i rozproszoną sieć kontrahentów.