Jak poinformowała Rzeczpospolitą, jej zdaniem najwięcej wątpliwości budzi w projekcie umowy mechanizm nazywany: „investor-state dispute settlement" (ISDS) i to może rodzić wiele groźnych dla państw WE konsekwencji finansowych.
Jest to przepis, który daje inwestorowi prawo do wszczęcia postępowania przeciwko państwu, na terenie którego prowadzi działalność gospodarczą. A mechanizm ISDS jest stosowany, gdy strona państwowa naruszyła zasady zapisane w umowie międzynarodowej, bo np. przejmując inwestycje, czy ustalając nowe przepisy, które sprawiają, że towar wyprodukowany w fabryce należącej do inwestora - staje się mniej wartościowy czy wręcz nielegalny.
W takiej sytuacji strona pokrzywdzona może skorzystać z ochrony ISDS przed trybunałem arbitrażowym.
Geringer de Oedenberg wskazuje jednak, że: Istnieje wiele wątpliwości związanych z powyższym międzynarodowym arbitrażem, gdyż przesłuchania są objęte tajemnicą, sędziami są prawnicy, z których wielu pracuje w zainteresowanych sprawą korporacjach. Obywatele, których w efekcie dotyczą konsekwencje konfliktów, nie mogą się bronić i nie mają prawa do odwołania". I pyta: Dlaczego suwerenne państwa godzą się na arbitraż inwestycyjny? Dlaczego kilku osobom prywatnym powierzają niezwykle szerokie uprawnienia do prowadzenia dochodzenia, bez żadnych ograniczeń czy procedury apelacyjnej? Czy mamy do czynienia ze sprywatyzowanym systemem sprawiedliwości dla globalnych korporacji?
Jej zdaniem taka sytuacja może właśnie doprowadzić do procesów przed trybunałem arbitrażowym i nakładania ogromnych finansowych kar na państwa UE.