W jednym z krajów Afryki Północnej dochodzi do terrorystycznego zamachu. Celem zamachowców jest szef tajnej policji Abasi Fawal (Naor). Polityk uchodzi jednak z życiem. Ginie za to jeden z agentów CIA. Rząd USA rozpoczyna więc poszukiwania sprawców. Ale zamiast rzetelnego śledztwa chce znaleźć kozła ofiarnego.
Na polecenie Corrinne Whitman (Streep) – szefowej departamentu CIA ds. walki z terroryzmem – agenci zatrzymują Anwara al Ibrahimiego (Metwally). To mieszkający od lat w USA naukowiec egipskiego pochodzenia, który akurat wraca do Stanów z naukowej konferencji w RPA.
Żona Anwara (Witherspoon), zaniepokojona zniknięciem męża, udaje się do Waszyngtonu, by szukać pomocy u asystenta (Sarsgaard) wpływowego senatora (Arkin). Tymczasem al Ibrahimi zostaje przewieziony do tajnego więzienia w Afryce, gdzie jego przesłuchanie nadzoruje młody analityk CIA (Gyllenhaal)...
Wielowątkowa fabuła „Transferu” przypomina konstrukcją „Syrianę”. Jednak choć śledzimy życie kilku osób, których losy dramatycznie się przetną, film Hooda nie wzbudza emocji. Bohaterowie zostali pobieżnie narysowani. Markowi aktorzy nie bardzo mają co grać, więc przemykają tylko przez ekran (Streep) lub snują się po nim, jakby byli niedobudzeni (Gyllenhaal).
„Transfer” nie sprawdza się także jako ostrzeżenie przed kierunkiem zmian, w jakim zmierza świat w wyniku walki z terroryzmem. Opowieść wyraźnie powstała na kanwie takich wydarzeń jak nielegalne przetrzymywanie więźniów przez USA w bazie Guantanamo. Pokazuje, że w imię narodowego bezpieczeństwa łamane są prawa człowieka. Ale to wiemy już z telewizyjnych newsów i dokumentów: „GITMO – Nowe prawa wojny” lub „Droga do Guantanamo”. Na ich tle „Transfer” wypada banalnie i blado.