Chłopak spotyka dziewczynę. Chłopak traci dziewczynę, by po wielu perypetiach ją odzyskać. Czuły pocałunek zakochanych. Koniec.
Tak – w dużym uproszczeniu – przebiega akcja "Slumdoga". Film Danny'ego Boyle'a wydaje się prostą bajką. Czy dlatego zauroczył świat i dostał osiem Oscarów?
Nie. Prostota "Slumdoga" uwodzi, ale jest pozorna. W istocie Danny Boyle i jego współpracownicy zbudowali wyrafinowaną konstrukcję, która jest charakterystyczną dla współczesnego kina gatunkową hybrydą. Opowieść wymyka się jakimkolwiek klasyfikacjom, ponieważ Boyle miesza najrozmaitsze style i schematy fabularne. Zdumiewa biegłość, z jaką dokonuje tej żonglerki.
Jamal (Dev Patel), 18-latek z bombajskich slumsów, pracujący w call center jako chłopak od parzenia herbaty, ma szansę wygrać 20 milionów rupii w indyjskiej wersji "Milionerów". Danny Boyle wykorzystuje dramaturgię telewizyjnego show, by wytworzyć odpowiednie napięcie. Wciąga widza do gry, a zarazem otwiera przed nim kolejne poziomy fabuły.
Jak to się stało, że biedak bez wykształcenia dotarł do finałowego pytania? Oszukiwał, miał szczęście czy może tak mu było pisane? Ostre montażowe cięcie i zaczyna się thriller. Jesteśmy na posterunku policji, gdzie Jamala brutalnie przesłuchuje policja. Gliniarze chcą z niego wyciągnąć prawdę. A on tłumaczy, że znał odpowiedzi, bo pytania – przez przypadek– nawiązywały do wydarzeń z jego barwnego życia...