[b]Każdy pana film jest zupełnie inny, ale wszystkie łączą wyraziści bohaterowie stawiający czoła rzeczywistości. Myśli pan, że kino może zmieniać świat? [/b]
[b]Steven Soderbergh:[/b] Byłbym naiwny, gdybym tak myślał. Twórcy filmowi bez znieczulenia rozliczyli się z XX stuleciem. A przecież nikt nie wyciągnął z tego wniosków. Kula ziemska nie zamieniła się w XXI wieku w raj. Sztuka nie ma wielkiej siły oddziaływania. I nigdy nie miała. Tak samo niczego nie nauczyły nas dzieła Szekspira jak biografie ludzi, którzy przeżyli Holokaust. Ludzkość stale popełnia te same błędy, ciągle człowiek kieruje w stronę drugiego człowieka naładowaną broń. Ale przecież trzeba próbować.
[b]Skoro tak pan uważa, to dlaczego w swoim filmie wybiela pan Che Guevarę?[/b]
Nie wiem, czy wybielam. Opowiadam o bojowniku, który fascynuje kilka pokoleń ludzi w różnych krajach. O człowieku, który urodził się w bardzo zamożnej rodzinie, studiował medycynę, po czym jego poglądy tak dalece się zradykalizowały, że z bronią w ręku poszedł walczyć o sprawiedliwość, o lepsze jutro dla tych, którzy w historii głosu nie mają. Guevara pozostał wierny własnym ideałom przez całe życie. Większość z nas dawno by się wycofała, obrosła w dobra, zaczęła wieść spokojne życie. A on trwał na tej swojej rewolucyjnej drodze.
[b]Miał krew na rękach.[/b]