Każdy film jest jak T-shirt

Rozmowa ze Stevenem Soderberghiem. Na polskie ekrany wchodzi w piątek pierwsza część opowieści o Che Guevarze

Publikacja: 01.04.2009 19:39

Pierwsza część opowieści o Che Guevarze

Pierwsza część opowieści o Che Guevarze

Foto: Materiały Promocyjne

[b]Każdy pana film jest zupełnie inny, ale wszystkie łączą wyraziści bohaterowie stawiający czoła rzeczywistości. Myśli pan, że kino może zmieniać świat? [/b]

[b]Steven Soderbergh:[/b] Byłbym naiwny, gdybym tak myślał. Twórcy filmowi bez znieczulenia rozliczyli się z XX stuleciem. A przecież nikt nie wyciągnął z tego wniosków. Kula ziemska nie zamieniła się w XXI wieku w raj. Sztuka nie ma wielkiej siły oddziaływania. I nigdy nie miała. Tak samo niczego nie nauczyły nas dzieła Szekspira jak biografie ludzi, którzy przeżyli Holokaust. Ludzkość stale popełnia te same błędy, ciągle człowiek kieruje w stronę drugiego człowieka naładowaną broń. Ale przecież trzeba próbować.

[b]Skoro tak pan uważa, to dlaczego w swoim filmie wybiela pan Che Guevarę?[/b]

Nie wiem, czy wybielam. Opowiadam o bojowniku, który fascynuje kilka pokoleń ludzi w różnych krajach. O człowieku, który urodził się w bardzo zamożnej rodzinie, studiował medycynę, po czym jego poglądy tak dalece się zradykalizowały, że z bronią w ręku poszedł walczyć o sprawiedliwość, o lepsze jutro dla tych, którzy w historii głosu nie mają. Guevara pozostał wierny własnym ideałom przez całe życie. Większość z nas dawno by się wycofała, obrosła w dobra, zaczęła wieść spokojne życie. A on trwał na tej swojej rewolucyjnej drodze.

[b]Miał krew na rękach.[/b]

Ofiary są ceną każdej rewolucji.

[b]Nie obawia się pan, że popularność Che wśród młodych ludzi jest niebezpieczna? [/b]

Nasz scenarzysta Peter Buchman mówi, że Che ma milion twarzy. Każdy ma jego własny obraz. Pozytywny lub negatywny. To postać, która bulwersuje, prowokuje.

[b]Wielu ludzi mało o nim wie, budując jego legendę na zewnętrznościach – buncie i romantycznej otoczce. [/b]

Bardzo ciekawe jest obserwowanie reakcji ludzi na ten film. Od skrajnie entuzjastycznych po oburzenie. Nawet w USA film nie jest przyjmowany jednakowo. W Miami na Florydzie, gdzie jest wielu Kubańczyków, "Che" został odrzucony, w Nowym Jorku widzowie krzyczeli po pokazach "Morderca!", a w San Francisco film bardzo się podobał. Bo tam kochają rewolty. Najbardziej mnie jednak zdziwiło, że zakochali się w "Che" Japończycy.

[b]Nie obawia się pan, że pański film spełnia podobną funkcję jak T-shirt z podobizną Guevary? [/b]

Każdy film jest tylko T-shirtem. To nie jest życie, lecz jego odzwierciedlenie. A widz ma wolny wybór.

[b]"Che" łączy dwa nurty pańskiego kina. Część filmów jest skierowana do wąskiej grupy widzów, ale zrobił pan też przeboje nastawione na masowego odbiorcę. [/b]

Proces tworzenia jest podobny w obu przypadkach. I przyjemność kręcenia też. Zresztą kino artystyczne i komercyjne nie są znowu tak od siebie odległe. Sam chodzę do kina na bardzo różne filmy.

[b]Europa ma tradycję kina autorskiego. Pan nie tylko pisze scenariusze i reżyseruje, ale też jako Peter Andrews robi zdjęcia, montuje, produkuje. Jak to się dzieje? [/b]

Po prostu kocham wszystko, co jest związane z filmem. Jako młody chłopak łapałem każdą pracę, byle tylko być blisko kina. I ta fascynacja mi nie przechodzi. Wciąż chętnie pracuję, tak jak wtedy, gdy miałem kilkanaście lat i małą kamerką kręciłem kilkunastominutowe etiudy.

[b]A który etap pracy wydaje się panu najciekawszy? [/b]

Oczywiście montaż. Nie mam żadnych wątpliwości. To wtedy powstaje film.

[b]W pana filmach gwiazdy opuszczają szufladki, pokazując poza słynną twarzą aktorski kunszt. [/b]

Myślę, że najważniejszy jest tu instynkt. Jak się zrobi błąd w obsadzie, zabija się film. Dlatego trzeba uważać. Ale mnie czasem się udaje dostrzec w aktorach coś, czego inni nie widzą. A oni mi potem pięknie odpłacają. Gdy obsadzałem Julię Roberts w "Erin Brokovich", niektórzy pukali się w czoło. Tymczasem Julia stworzyła znakomitą kreację. Rzadko zdarza się na planie aktor tak oddany pracy jak ona. Była tak przygotowana, że moim jedynym zadaniem stawało się włączenie kamery.

[b]Zmienił pan również image Michaela Douglasa czy George'a Clooneya. [/b]

George'em wyczuliśmy się w jednej chwili. Mamy podobne poczucie humoru i filmowy gust. Obaj nie potrafimy żyć bez kina. Przez pewien czas mieliśmy nawet wspólną firmę producencką.

[b]Czy obecny kryzys ekonomiczny ma wpływ na przemysł filmowy? [/b]

Hollywoodzkie studia niewiarygodnie zbiedniały. Są warte jedną czwartą tego, co rok temu. Zwalniają ludzi, oszczędzają. Poza tym tracą wspólników. Przedsiębiorcy i właściciele koncernów, którzy dotąd chętnie w kino inwestowali, teraz najczęściej sami mają kłopoty finansowe.

[b]Ma pan jeszcze jakieś zawodowe marzenie? [/b]

Nie. Udało mi się w życiu zrobić niemal wszystko, co mi się kiedykolwiek zamarzyło.

[b]To jest pan szczęściarzem. [/b]

Ale taki mam charakter. Kiedy coś jest niemożliwe, po prostu rezygnuję bez żalu i nie marnuję dwóch lat na przekonywanie sponsorów do swoich projektów. Po prostu zabieram się za inny temat. To też jest klucz do sukcesów.

[ramka][b]Steven Soderbergh, reżyser[/b]

Urodził się 14 stycznia 1963 r. w Atlancie. Zadebiutował w wieku 26 lat filmem „Sex, kłamstwa i kasety wideo", zdobywając Złotą Plamę w Cannes i nominację do Oscara za scenariusz.

Dziś jest twórcą tak głośnych filmów jak „Co z oczu, to z serca", „Traffic", „Erin Brokovich", „Ocean's Eleven", „Ocean's Twelve", „Solaris" (na podstawie powieści Lema"), „Dobry Niemiec".[/ramka]

Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu
Film
Europejskie Nagrody Filmowe: „Emilia Perez” bierze wszystko
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
Harry Potter: The Exhibition – wystawa dla miłośników kultowej serii filmów