Prawnik z lincolna – recenzja filmu na DVD

„Prawnik z lincolna” to wciągający thriller sądowy o adwokacie, którego kancelaria mieści się w… samochodzie. Właśnie ukazał się na DVD.

Publikacja: 30.10.2011 01:01

Prawnik z lincolna – recenzja filmu na DVD

Foto: materiały prasowe

Tego typu filmy zwykle rozgrywają się wedle dwóch wariantów. W pierwszym początkujący prawnik zostaje zatrudniony w potężnej firmie adwokackiej, by z przerażeniem odkryć, że zamiast służyć dobru publicznemu, jest wykorzystywany w mafijno-biznesowych układach (np. „Firma” na podstawie powieści Johna Grishama). W drugim bohater jest cynikiem posługującym się z małpią zręcznością prawnymi kruczkami. Zmienia się, gdy dostaje gorzką lekcję o istnieniu granicy między dobrem a złem (m.in. „Adwokat”).

„Prawnik z lincolna” Brada Furmana, zrealizowany na kanwie kryminału Michaela Connelly’ego, łamie oba schematy. Kalifornijski adwokat Mike Haller (Matthew McConaughey) jest maszyną do wygrywania sądowych rozpraw. Tyle że najczęściej broni drobnych gangsterów i narkomanów, a nie rekinów biznesu czy celebrytów. Choć bez skrupułów wyciąga od klientów pieniądze – stosując przy tym brudne chwyty – nie zbił majątku. Jego biuro mieści się na tylnym siedzeniu tytułowego lincolna.

Pewnego dnia Mike’owi trafia się interes życia. Ma być obrońcą bogatego playboya Louisa Rouleta (Ryan Phillippe) oskarżonego o brutalne pobicie luksusowej prostytutki. Wygląda na to, że kobieta kłamie, by wyciągnąć od Rouleta pieniądze. Wstępne śledztwo potwierdza zresztą niewinność mężczyzny.

Tu następuje wolta – Mike odkrywa przerażającą prawdę. W ten sposób stawką sądowego procesu nie jest zwycięstwo, ale przechytrzenie własnego klienta.

W tej opowieści wymierzanie sprawiedliwości nie ma nic wspólnego z literą prawa. Film świetnie pokazuje, że proces to w istocie spektakl oparty na uwodzeniu przysięgłych i manipulacji. A wygrywa ten, kto jest większym cwaniakiem.

Smaczku dodaje fakt, że główną rolę gra Matthew McConaughey, hollywoodzki przystojniak, który zaczynał karierę od grania młodych prawników idealistów w „Czasie zabijania” i „Amistad”. Tu stworzył postać człowieka instrumentalnie traktującego prawo. I to właśnie pomaga mu w ostatecznej rozgrywce.

Warto obejrzeć, choćby dla szelmowskiego uśmiechu McConaugheya.

USA 2011, reż. Brad Furman. Dystrybucja: Monolith

Tego typu filmy zwykle rozgrywają się wedle dwóch wariantów. W pierwszym początkujący prawnik zostaje zatrudniony w potężnej firmie adwokackiej, by z przerażeniem odkryć, że zamiast służyć dobru publicznemu, jest wykorzystywany w mafijno-biznesowych układach (np. „Firma” na podstawie powieści Johna Grishama). W drugim bohater jest cynikiem posługującym się z małpią zręcznością prawnymi kruczkami. Zmienia się, gdy dostaje gorzką lekcję o istnieniu granicy między dobrem a złem (m.in. „Adwokat”).

Film
„28 lat później”. Powrót do pogrążonej w morderczej pandemii Wielkiej Brytanii
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Rekomendacje filmowe: Wchodzenie w życie nigdy nie jest łatwe
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu