Co łączy obalenie szacha Iranu, atak terrorystów na pielgrzymów w Mekce, inwazję ZSRR na Afganistan i zabójstwo prezydenta Egiptu Sadata? Twórcy dwuczęściowego dokumentu „Drogi terroru" przekonują – i trudno się z nimi nie zgodzić – że w tych czterech wydarzeniach z końca lat 70. i początku 80. należy szukać źródeł islamskiego terroryzmu.
Są to pierwsze z wielu elementów śmiertelnej układanki, która doprowadziła do tragicznych zamachów z 11 września 2001 roku. W 1979 roku, dokładnie 8243 dni przed zniszczeniem wież WTC, rewolucja w Iranie pozbawiła władzy szacha, a kontrolę nad krajem przejął szyicki przywódca duchowy Chomeini. Dla większości arabskich, rządzonych autorytarnie państw, było to wielkim szokiem. Potężnego szacha zmiotła rewolta, na której czele stali ci, których znaczenia i siły nie doceniano – radykalni islamiści. Niemal natychmiast nastąpiła całkowita izolacja Iranu, by płomień rewolucji nie objął sąsiednich krajów. Udało się połowicznie, bo choć faktycznie gdzie indziej do podobnej rewolty nie doszło, to nie udało się zahamować radykalizacji nastrojów najbardziej fanatycznych grup.
Jedna z nich w tym samym roku dokonała ataku na najświętsze miejsce muzułmanów, Mekkę. 63 zamachowców pojmano i ścięto, ale było to tylko doraźne zwycięstwo nad terrorystami, z którego nie wyciągnięto wniosków na przyszłość. W grudniu 1979 roku kolejne wydarzenie zelektryzowało świat – ZSRR zaatakował Afganistan. W Białym Domu uznano, że ta wojna może być dla Związku Radzieckiego tym, czym dla USA był Wietnam.
Dlatego też USA nie żałowały wsparcia walczącym z Sowietami mudżahedinom. Początkowo Amerykanie dozbrajali i dofinansowywali Afgańczyków, z czasem zaczęli szkolić w swoich bazach ochotników z innych krajów islamskich. Po latach okazało się, że za amerykańskie dolary uczyli się wojennego rzemiosła także późniejsi członkowie Al-Kaidy. Jednak na początku lat 80. cel mudżahedinów i USA był ten sam: pokonać Sowietów. Nic nie wskazywało, że niedługo ci sojusznicy staną się śmiertelnymi wrogami. W 1982 roku na arenie wydarzeń pojawił się człowiek, który miał wykreować Osamę Bin Ladena na przywódcę Al-Kaidy. Sunnita Ajman al-Zawahiri, znakomicie wykształcony egipski chirurg, stał się rzecznikiem ponad trzystu członków radykalnego Bractwa Muzułmańskiego, aresztowanych w 1982 roku w Egipcie po zamachu na prezydenta Sadata.
Po trzech latach więzienia odzyskał wolność i pojechał do Afganistanu, gdzie poznał m.in. bogatego Saudyjczyka Bin Ladena. Połączyła ich nie tylko nienawiść do Sowietów, ale przede wszystkim przekonanie, że największym wrogiem islamu są Stany Zjednoczone i Izrael. Jeszcze przed wycofaniem się Armii Czerwonej z Afganistanu w 1989 roku założyli struktury, które kilka lat później rozwinęły się w najbardziej zbrodniczą organizację terrorystyczną na świecie – Al-Kaidę.