Mira Sorvino: Nikt mnie nie rozbiera

Bardzo uważam, żeby nie stać się "podstarzałą starletką", która nie przyjmuje do wiadomości, że lata lecą - mówiła Mira Sorvino w rozmowie z "Rz". Dziś aktorka kończy 46 lat

Publikacja: 28.09.2013 01:01

Fragmenty rozmowy z archiwum "Rzeczpospolitej

Kiedyś mówiła pani, że młoda aktorka musi bardzo dużo grać, że powinna przyjmować wszystkie role. Czy nadal pani tak uważa?

Tak, tylko, że to się już nie odnosi do mnie. Kiedy zaczynałam karierę, rzeczywiście grałam bez przerwy, właściwie przez pięć lat nie schodziłam z planu. Ale zapłaciłam za to wysoką cenę. Nie miałam czasu dla ludzi, których kocham, nie miałam czasu dla siebie. Teraz trochę się postarzałam, trochę okrzepłam w zawodzie. I nie chce mi się już pracować bez wytchnienia. Wolę żyć. Dlatego robię dwu-, trzymiesięczne przerwy między filmami. Choćby po to, żeby zebrać siły.

Co pani wówczas robi?

Nadrabiam stracony czas. Spotykam się z bliskimi, chodzę do muzeów, czytam książki. Dzisiaj coraz bardziej sobie cenię życie.

Rozumiem, że bardziej ostrożnie niż kiedyś wybiera pani role.

Bardzo uważam, żeby nie stać się "podstarzałą starletką", która nie przyjmuje do wiadomości, że lata lecą. Zresztą nietrudno mi uniknąć takiego zaszufladkowania, bo trafiłam na ekran dosyć późno, mając 26 lat. A dzisiejsze seksbomby mają często po 14-15 lat, więc mnie już nikt tak ostro nie chciał rozbierać.

Oglądamy panią na ogół w filmach artystycznych. Czy nie marzy się pani jakiś wielki hit kasowy, który ugruntowałby pani gwiazdorską pozycję?

Dostaję trochę takich propozycji. Ale ja już taka jestem: kiedy tekst mi się nie podoba, nie mogę grać. Nie warto pracować bez zapału. No, można sobie powiedzieć: "Gram, bo mi dobrze płacą". Ale ja, na szczęście, nie mam aż takich potrzeb, żebym musiała w ten sposób się sprzedawać. Kilka razy odmówiłam zagrania w obrazach, które stały się potem przebojami. Ale kiedy obejrzałam te filmy w kinie, pomyślałam: "No, instynkt mnie nie zawiódł."

Przyjemność więc, to praca z takimi twórcami, jak Woody Allen, Paul Auster czy Spike Lee?

Tak. Przede wszystkim dlatego, że oni wyczarowują na ekranie bardzo piękne i poruszające opowieści. Poza tym jest ogromną frajdą pracować z wielkimi artystami, z ludźmi, do których ma się zaufanie.

Czy ci wielcy artyści mają podobny styl pracy?

Nie. Paul Auster jest przede wszystkim pisarzem, więc ma ogromne przywiązanie do słowa. Aktorzy są dla niego instrumentem, który pozwala mu przenieść na ekran swoje wizje. Dlatego nie znosi żadnych odstępstw od scenariusza. Woody Allen i Spike Lee są do siebie trochę podobni. Obaj kochają improwizację. Obaj niewiele mówią, obaj są bardzo zabawni. I jednocześnie trochę nieśmiali. Spike jest tak nieśmiały, że ludzie czasem uważają go za człowieka chłodnego, z dystansem. A w rzeczywistości on jest bardzo serdeczny i ciepły. No i chyba na tym kończą się podobieństwa. Bo choć Allen i Lee lubią improwizację, to mają inny styl pracy. Allen w ogóle nie robi z aktorami prób, Spike zanim wyjdzie na plan, rozmawia i próbuje przez kilka tygodni.

Z wykształcenia jest pani sinologiem.

To prawda, skończyłam sinologię na Uniwersytecie Harvarda. Ale to nie znaczy, że chciałam być specjalistką od języka chińskiego. Wiedziałam, że jako aktorka nie będę miała czasu na nic i dlatego podarowałam sobie okres studiów na czytanie, pogłębianie swoich wiadomości, poznanie innych kultur. Chciałam mieć solidne wykształcenie i przeżyć doświadczenie college'u. I to był naprawdę niezwykły okres. Potem pojechałam do Pekinu, uczyłam dzieci angielskiego, mieszkałam, jak większość Chińczyków, w domu bez telefonu, poruszałam się na rowerze, a wieczorami występowałam w klubie "U Maxime'a". Było w tym życiu coś prostego i fascynującego. Może zostałabym tam znacznie dłużej i wcale nie wróciła do aktorstwa, gdyby nie szok, jaki przeżyłam po wypadkach na placu Niebiańskiego Spokoju. Ale ten pobyt bardzo mi pomógł zrozumieć Wschód i jego filozofię.

A czy mówi pani jeszcze po chińsku?

Nie tak dobrze, jak kiedyś. Ale gdybym miała zagrać Amerykankę żyjącą w Azji, poradziłabym sobie doskonale.

Promując "Lulu na moście" Paula Austera przyjechała pani do Polski. Mówiło się wówczas, że zamierza pani zrealizować u nas swój własny film.

Spędziłam w Polsce trochę czasu na dokumentowaniu pewnego tematu, ale potem to wszystko się rozmyło. Bardzo sobie cenię to doświadczenie, jednak nie wydaje mi się, żebym mogła do tego pomysłu wrócić.

Grudzień 2000

Mira Sorvino, ur. 28 września 1967 r. w Tenafly, N.Y. w USA. Córka aktora Paula Sorvino, w 1990 r. skończyła sinologię na Uniwesytecie Harvardzkim. Zadebiutowała na ekranie w wieku 26 lat. W 1994 roku została uhonorowana Oscarem za rolę w "Jej Wysokość Afrodyta". W 2004 roku poślubiła Christophera Backusa. Mają troje dzieci.

Fragmenty rozmowy z archiwum "Rzeczpospolitej

Kiedyś mówiła pani, że młoda aktorka musi bardzo dużo grać, że powinna przyjmować wszystkie role. Czy nadal pani tak uważa?

Pozostało 96% artykułu
Film
„28 lat później”. Powrót do pogrążonej w morderczej pandemii Wielkiej Brytanii
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Rekomendacje filmowe: Wchodzenie w życie nigdy nie jest łatwe
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu