Reklama

Piąta władza Billa Condona w kinach

?„Piąta władza" jest niewykorzystaną szansą na frapującą opowieść o WikiLeaks i jej twórcy. Od piątku na ekranach – pisze Marek Sadowski.

Aktualizacja: 23.10.2013 18:35 Publikacja: 23.10.2013 18:21

"Piąta władza"

"Piąta władza"

Foto: Forum Film

By zwabić publiczność do kin, filmowcy dzisiaj ścigają się z czasem. Do niedawna była to jedynie domena dokumentalistów, którzy niemal na bieżąco mogą relacjonować zdarzenia jeszcze w trakcie ich trwania.

Reklama
Reklama

Zobacz galerię zdjęć

Tej świeżości pozazdrościli im twórcy opartych na faktach filmów fabularnych. Nie boją się ryzyka, że podczas znacznie dłuższego procesu produkcyjnego zdarzy się coś, co przekreśli ich ustalenia, a bohaterowie zachowają się w sposób niemożliwy do przewidzenia, burząc wykreowany na ekranie wizerunek.

To częściowo przypadek „Piątej władzy" Billa Condona („Kinsey") przywołujący z jednej strony historię witryny internetowej WikiLeaks i światowego skandalu związanego z opublikowaniem przez nią w 2010 roku tysięcy dokumentów wywiadu i dyplomacji Stanów Zjednoczonych. Z drugiej zaś film przedstawia dzieje współpracy, a potem konfliktu między założycielem witryny, pochodzącym z Australii Julianem Assange (Benedict Cumberbatch) i niemieckim informatykiem Danielem Domscheit-Bergiem (Daniel Brühl).

Pierwszy od ponad roku ukrywa się w Londynie, w ambasadzie Ekwadoru, który udzielił mu azylu. Uniknął więc ekstradycji do Szwecji, gdzie oskarżono go o gwałt. Drugi napisał książkę o ich wspólnych działaniach, stanowiącą jedną z podstaw scenariusza filmu. A sprawcę przecieku tajnych informacji szeregowca Bradleya Manninga (któremu WikiLeaks gwarantowała anonimowość) skazano na 35 lat więzienia za szpiegostwo i zdradę tajemnicy państwowej.

Reklama
Reklama

Przez lata podział był jasny: była władza ustawodawcza, wykonawcza i sądownicza. Z czasem doszła czwarta: prasa, radio, telewizja kontrolująca pozostałe, a więc i możnych tego świata. Współczesną czwartą władzę coraz częściej zaczęto posądzać o spoufalanie się z rządzącymi elitami, zbyt ścisłe uzależnienie od interesów finansowych właścicieli, wreszcie zlekceważenie i powolne reagowanie na rewolucję elektroniczną. Zatem pojawiła się piąta władza, której domeną jest Internet. Tu każdy może opublikować dowolną wiadomość i nie ma nikogo, kto „z urzędu" byłby uprawniony do weryfikowania jej prawdziwości.

To wyjątkowo niebezpieczna władza stawiająca wolność wypowiedzi na pierwszym miejscu, nielicząca się z konsekwencjami, gwałcąca nie tylko wszelką prywatność, ale w skrajnych przypadkach mogąca zagrozić nawet życiu. Dlatego Julian Assange dla jednych jest autorytetem moralnym, natchnionym wizjonerem stawiającym prawdę ponad wszystko, dla innych wrogiem publicznym o wybujałym ego.

Reżyser wraz ze scenarzystą Joshem Singerem rezygnuje z jednoznacznej oceny, pozostawiając rozstrzygnięcie tego dylematu widzowi. Choć z drugiej strony, angażując do tej roli charyzmatycznego Benedicta Cumberbatcha (niezwykły Sherlock Holmes z brytyjskiego serialu), wyboru nie ułatwiają.

Niestety, „Piątą władzą" w całości trudno się zachwycić. Ten przegadany do granic wytrzymałości thriller biograficzno-szpiegowski razi sztampowością reżyserskich pomysłów i zwyczajnie nuży.

 

By zwabić publiczność do kin, filmowcy dzisiaj ścigają się z czasem. Do niedawna była to jedynie domena dokumentalistów, którzy niemal na bieżąco mogą relacjonować zdarzenia jeszcze w trakcie ich trwania.

Zobacz galerię zdjęć

Pozostało jeszcze 92% artykułu
Reklama
Film
Nie żyje reżyser Jerzy Sztwiertnia
Film
„To był tylko przypadek”: Co się dzieje, gdy do władzy wracają przestępcy
Patronat Rzeczpospolitej
Złota Palma z Cannes, Marcin Dorociński i „Papusza”. Weekend otwarcia 19. BNP Paribas Dwa Brzegi zapowiada się wyśmienicie
Film
Gwiazda seriali „Sex Education” i „Biały lotos” Aimee Lou Wood kręci film w Polsce
Film
12 filmów ze wsparciem Warszawy i Mazowsza. Jakie to produkcje?
Reklama
Reklama