By zwabić publiczność do kin, filmowcy dzisiaj ścigają się z czasem. Do niedawna była to jedynie domena dokumentalistów, którzy niemal na bieżąco mogą relacjonować zdarzenia jeszcze w trakcie ich trwania.
Tej świeżości pozazdrościli im twórcy opartych na faktach filmów fabularnych. Nie boją się ryzyka, że podczas znacznie dłuższego procesu produkcyjnego zdarzy się coś, co przekreśli ich ustalenia, a bohaterowie zachowają się w sposób niemożliwy do przewidzenia, burząc wykreowany na ekranie wizerunek.
To częściowo przypadek „Piątej władzy" Billa Condona („Kinsey") przywołujący z jednej strony historię witryny internetowej WikiLeaks i światowego skandalu związanego z opublikowaniem przez nią w 2010 roku tysięcy dokumentów wywiadu i dyplomacji Stanów Zjednoczonych. Z drugiej zaś film przedstawia dzieje współpracy, a potem konfliktu między założycielem witryny, pochodzącym z Australii Julianem Assange (Benedict Cumberbatch) i niemieckim informatykiem Danielem Domscheit-Bergiem (Daniel Brühl).
Pierwszy od ponad roku ukrywa się w Londynie, w ambasadzie Ekwadoru, który udzielił mu azylu. Uniknął więc ekstradycji do Szwecji, gdzie oskarżono go o gwałt. Drugi napisał książkę o ich wspólnych działaniach, stanowiącą jedną z podstaw scenariusza filmu. A sprawcę przecieku tajnych informacji szeregowca Bradleya Manninga (któremu WikiLeaks gwarantowała anonimowość) skazano na 35 lat więzienia za szpiegostwo i zdradę tajemnicy państwowej.