„Snajper" Clinta Estwooda to autentyczna historia amerykańskiego „bohatera", który w Iraku zabił setki osób. „Carte blanche" opowieść o losach skromnego, lubelskiego, tracącego wzrok nauczyciela. Wreszcie „Serena" - amerykańska bajka sprzed 90 lat. Są to filmy całkowicie od siebie odległe, a jednak zmuszające widza do zadawania podobnych pytań: o to, co w życiu ważne, o cele, do których dążymy, o uczciwość. Wreszcie o to, w jakim świecie żyjemy.
„Snajper", reż. Clint Eastwood Wyd. Galapagos Films

Clint Eastwood lubi mocne kino, najbardziej, gdy oparte jest na autentycznych wydarzeniach. W nominowanym do Oscara „Snajperze" przeniósł na ekran historię komandosa Chrisa Kyle'a, który odbył cztery misje w Iraku. Wychowany w kulcie siły, od dziecka uczony zabijania na polowaniu, wstąpił do wojska. Stał się legendarnym amerykańskimI pociągał za spust. Oficjalnie udokumentowano mu 160 zabitych wrogów, nieoficjalnie ponad pół tysiąca.
Clint Estwood zrobił bajkę o bohaterze. Dość arogancką w swojej jednostronności. Owszem, pokazał drugą stronę tego heroizmu — ciężarną żonę, która rozmawiając w komórce słyszy nagle piekło wystrzałów. Jednocześnie zachował się jak projektant gier wideo. Stale widzimy na ekranie lufę karabinu Chrisa, a każdy Irakijczyk, który pojawia się na ulicy, jest terrorystą do zlikwidowania. Kobieta, dziecko - wszyscy przecież mają w zanadrzu granat. Wszystkich więc trzeba zabić.