Filmowe rekomendacje na weekend. Przed Oscarami

Koniecznie trzeba obejrzeć „Tar” z genialną kreacją Cate Blanchett i konkurenta polskiego „IO” - „Blisko” Lucasa Dhonta. Ale warto też wybrać się na „Tatę”. Anna Maliszewska jeszcze przed atakiem Rosji na Ukrainę napisała scenariusz, w którym odbijają się problemy ukraińskich emigrantów

Publikacja: 25.02.2023 09:29

Tar

Reż.: Todd Fields. Wyk.: Cate Blanchett, Nina Hoss, Mark Strong.

Ten film trzeba obejrzeć koniecznie. Przed Oscarami wiele mówi się o szansach „Fabelmanów” Stevena Spielberga, „Duchów Inisherin” Martina McDonagha, „Wszędzie wszystko naraz”, ale krytycy nie zapominają też o „Tar”. Film Todda Fielda, pierwszy po szesnastoletniej przerwie, jest wyrafinowaną opowieścią o jednostce ponadprzeciętnej, o cenie talentu, o człowieku, który idzie przez świat i życie jak burza, nie zważając na innych, ale i na... siebie.

Bohaterka „Tar” to postać fikcyjna, choć wymyślona tak, że sprawia wrażenie kogoś autentycznego. Jest znakomitą muzyczką – kompozytorką, dyrygentką. Z muzykami Filharmonii Berlińskiej przygotowuje V Symfonię Mahlera. Jest władcza, bezkompromisowa, do sukcesów jest gotowa iść po trupach. Wielka artystka, wielka osobowość. Całkowicie skupiona na sobie, krzywdząca wszystkich wkoło. Poznajemy ją jak udziela wywiadu dziennikarzowi „New Yorkera”, Adamowi Gopnikowi. Lidia Tar ma też swoje życie prywatne – córkę i partnerkę, z którą mieszka. Córka? Dobrze ją mieć. Partnerka? Można nią poniewierać, krzywdzić. Świadomie albo nawet tego nie zauważając.

Ale Todd robi dramat z czasów #metoo. Specyficzny, bo tu molestować, poniżać może kobieta. Po prostu jednostka silna. Ale i przewrotny. Członkini orkiestry popełnia samobójstwo. Dlaczego? Jaka jest prawda?

W „Tar” nie ma łopatologii ani łatwizny. Jest Cate Blanchett. Absolutnie genialna. Blanchett, która przyzwyczaiła nas do znakomitego aktorstwa, tym razem weszła jeszcze o szczebel wyżej. Stworzyła na ekranie wielką kreację, prawdziwą aż do bólu. Wszystko wskazuje na to, że w silnej tegorocznej konkurencji, Oscar należy właśnie do niej.

Tata

Reż.: Anna Maliszewska. Wyk:. Eryk Lubos, Klaudia Kurak, Polina Gromova.

Bohater filmu jest kierowcą TIR-a. I ojcem, który sam wychowuje małą córkę. Kiedy jest w trasie dziewczynką opiekuje się jego sąsiadka, starsza Ukrainka, która mieszka ze swoją wnuczką. Miśka i Lena przyjaźnią się. Ale jednego dnia babcia Lenki nagle umiera, może na zawał, może na wylew. I Michał nie ma wyboru. Musi zająć się swoim dzieckiem, ale też małą Ukrainką, która została w Polsce sama. Zabiera obie dziewczynki w drogę. Ba, próbuje też obejść prawo i w swoim wozie-chłodni zabrać również ciało zmarłej babci. Na granicy ma się zjawić rodzina Lenki, ale dzieje się inaczej:. Michał musi dodojechać do rodzinnej wsi dziewczynki. To koniec romansów na każdym postoju, czas przewartościowania życia, gwałtownego dorastania do odpowiedzialności.

„Tata” jest więc opowieścią o dojrzewaniu do ojcostwa prostego faceta, który choć wziął na siebie odpowiedzialność za wychowanie córki, w trasie ma „narzeczone” i czuje się wolnym ptakiem. Ale równie ważne jest w tym filmie tło społeczne. Obyczajowe obrazki z życia kierowców tirów, a także spojrzenie na emigrację ukraińską z drugiej strony - tych, którzy zostają w Ukrainie: rozbitej rodziny, nędzy, niespełnionych obietnic składanych dziecku. Ciekawa jest postać matki - Ukrainki, która urodziła jako 17-latka, a teraz chce żyć i jedynie może przywieźć córce lalkę i powiedzieć puste słowa: „Kocham cię”.

Film z Erykiem Lubosem dobrze się ogląda. Anna Maliszewska sprawnie prowadzi akcję, sporo tu humoru. „Tata” mimo dramatów, jest niemal „feel good movie”. Ale trzeba pamiętać, że scenariusz tego filmu powstał przed najazdem Rosji na Ukrainę. Dzisiaj za emigracją ukraińską kryją się inne dramaty, a dzieci, które trafiają do Polski, głównie z matkami, noszą w sobie straszne wspomnienia.

Historia dopisała filmowi inne tło. Refleksja musi jednak urodzić się w głowie widza. A kropkę nad „i” postawiło życie. Mała aktorka Polina Gromowa w czasie wojny przyjechała mamą do Polski. Dzisiaj z ekranową przyjaciółką Klaudią Kurak chodzą do tej samej szkoły.

Blisko

Też. Lucas Dhont. Wyk.: Gustav De Waele, Eden Dambrine, Lea Drucker, Emilie Dequenne

31-letni belgijski reżyser Lucas Dhont, autor bardzo ciekawej „Dziewczyny”o osobie zmieniającej płeć, tym razem opowiedział o traumie, która dopada najmłodszych – wciąż jeszcze pozbawionych jakiegokolwiek pancerza ochronnego, bezbronnych, nie umiejących stawić czoła własnym pragnieniom i otoczeniu, nie mających wewnętrznej siły i pewności siebie. Jednak „Blisko” nie jest publicystyką. To film o uczuciach - delikatnych, ale podniesionych do potęgi. I o sumieniu.

Dwaj trzynastolatkowie. Ich rodziny się przyjaźnią, chłopcy są niemal jak bracia, nierozerwalni. Czy rodzi się między nimi jakiś ślad pierwszego erotycznego zafascynowania? A może ono budzi się tylko w jednym z nich? Gdy ich bliskie relacje zwracają uwagę szkolnych kolegów, Leo zaczyna się wstydzić i konsekwentnie oddala się od Remiego, który tę zdradę przyjaźni głęboko przeżywa. Wszystko skończy się tragedią.

Czytaj więcej

John Malkovich o tragedii Juliana Sandsa

Potem są już tylko pytania. Szok. Rozpacz. Wyrzuty sumienia. Jak Leo ma dać sobie radę z poczuciem winy? Ale też ze stratą bliskiej osoby, którą się zdradziło? I jak spojrzeć w oczy matce Remiego? Dhont zrobił film, w którym najbardziej interesowało go złapanie momentu, w którym kształtuje się w nas poczucie, kim jesteśmy.

Dhont nie ukrywa, że „Bliso” jest w znacznym stopniu filmem autobiograficznym. I na ekranie czuje się prawdę. Ulegli jej też członkowie Amerykańskiej Akademi i Filmowej. „Blisko” ma nominację do Oscara w kategorii filmu zagranicznego.

Ten film trzeba obejrzeć koniecznie. Przed Oscarami wiele mówi się o szansach „Fabelmanów” Stevena Spielberga, „Duchów Inisherin” Martina McDonagha, „Wszędzie wszystko naraz”, ale krytycy nie zapominają też o „Tar”. Film Todda Fielda, pierwszy po szesnastoletniej przerwie, jest wyrafinowaną opowieścią o jednostce ponadprzeciętnej, o cenie talentu, o człowieku, który idzie przez świat i życie jak burza, nie zważając na innych, ale i na... siebie.

Bohaterka „Tar” to postać fikcyjna, choć wymyślona tak, że sprawia wrażenie kogoś autentycznego. Jest znakomitą muzyczką – kompozytorką, dyrygentką. Z muzykami Filharmonii Berlińskiej przygotowuje V Symfonię Mahlera. Jest władcza, bezkompromisowa, do sukcesów jest gotowa iść po trupach. Wielka artystka, wielka osobowość. Całkowicie skupiona na sobie, krzywdząca wszystkich wkoło. Poznajemy ją jak udziela wywiadu dziennikarzowi „New Yorkera”, Adamowi Gopnikowi. Lidia Tar ma też swoje życie prywatne – córkę i partnerkę, z którą mieszka. Córka? Dobrze ją mieć. Partnerka? Można nią poniewierać, krzywdzić. Świadomie albo nawet tego nie zauważając.

Pozostało 81% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Film
Rusza 17. edycja Międzynarodowego Festiwalu Kina Niezależnego Mastercard OFF CAMERA
Film
Marcin Dorociński z kolejną rolą w Hollywood. W jakiej produkcji pojawi się aktor?
Film
Rekomendacje filmowe na weekend: Sport i namiętności
Film
Festiwal Mastercard OFF CAMERA. Patrick Wilson z nagrodą „Pod prąd”
Film
Nie żyje reżyser Laurent Cantet. Miał 63 lata