Trudno uwierzyć, że książka opowiadająca o historii polskiego kina może przyprawić czytelnika o bezsenne noce. Tak jednak jest w przypadku „Od Kutza do Czekaja" Barbary Hollender. Od opisanych przez nią historii po prostu trudno się oderwać, czego sam doświadczyłem w minionym tygodniu.
Od „Kutza do Czekaja" to już drugi tom napisany przez Barbarę Hollender o polskim kinie, ale i o polskiej kulturze. Autorka po mamie, wybitnej publicystce Barbarze Seidler, odziedziczyła świetne pióro, ale też dociekliwość dziennikarską. Ojciec, Wilhelm Hollender – jeden z najbardziej cenionych polskich kierowników produkcji – zaszczepił miłość do kina.
Od lat wiadomo, że kino jest dla Barbary Hollender środowiskiem naturalnym. Drugi tom potwierdził, że potrafi o nim pisać z pasją, ale też z klasą i kulturą. W prezentowanych zaś portretach reżyserskich mamy twórców tak różnych, jak właśnie tytułowi Kazimierz Kutz i Kuba Czekaj.
Lektura książki wciąga, bo artyści chętnie dzielą się z autorką wątpliwościami, przemyśleniami. Często opowiadają też historię swoich rodzin, o atmosferze domu, latach dzieciństwa. Pozwalają przyjrzeć się temu, co ukształtowało ich sposób myślenia, hierarchię wartości, zdradzają niespełnione marzenia. Poznajemy ich drogę pełną determinacji, a często i wyrzeczeń.
Mamy też okazję prześledzić, jak PRL-owska cenzura ingerowała w dzieła, poznajemy cenę kompromisu. Przypominamy sobie o zjawiskach tak niezwykłych jak twórczość Wojciecha Hasa. Pisząc książkę, Barbara Hollender nie przypuszczała też, że kilku jej bohaterów nie doczeka jej premiery. Tak jak Barbara Sass-Zdort czy Marcin Wrona.