Kowboje znów wracają do łask

Wiele razy ogłaszano zmierzch filmów o Dzikim Zachodzie. Jednak nie da się ich pogrzebać. Westerny są ponadczasowymi opowieściami o moralności

Publikacja: 09.11.2007 13:26

Kowboje znów wracają do łask

Foto: BEST FILM

Wizerunek twardego rewolwerowca jest nieśmiertelny. Nadał historii Stanów Zjednoczonych mityczny wymiar. Dzięki niemu pierwsi osadnicy, którzy byli pastuchami poganiającymi krowy, zamienili się w kinie w dziarskich ranczerów.

Western wkroczył na duży ekran na początku XX wieku. Wywodził się z tanich czytadeł za 10 centów, w których przede wszystkim liczyła się męska przygoda. W dojrzałe kino przeobraził się dzięki charyzmatycznym aktorom i świetnie znającym swój warsztat reżyserom. Początki świetności gatunku to era Johna Wayne’a, który w roli kowboja występował od lat 30. Ostatecznie unieśmiertelniły go filmy Johna Forda i „Rio Bravo” Howarda Hawksa.

Gdy Wayne stawał się ikoną, obrazy o Dzikim Zachodzie wkroczyły w swój złoty okres w latach 50. Nowy nurt westernu psychologicznego umocnił sławę Gary’ego Coopera, który „W samo południe” (1952) sam walczył przeciw wszystkim.

Trzy razy wróżono westernowi śmierć. Po raz pierwszy miał się skończyć w latach 60., gdy był już zmurszały. Ale wtedy się okazało, że kino kowbojskie może w przewrotny sposób burzyć mity, które samo stworzyło. W spaghetti westernach Sergia Leone dzielny ranczer stał się zimnym killerem zainteresowanym pieniędzmi, a nie kodeksem honorowym.Definitywny koniec opowieści o Dzikim Zachodzie przewidywano także przez całe lata 80. Aż na początku następnej dekady Kevin Costner oscarowo „zatańczył z wilkami” (1990), a potem rewizji westernowych schematów podjął się Clint Eastwood w „Bez przebaczenia” (1992). Jego arcydzieło ostatecznie obróciło w gruzy legendę o nieskazitelnych kowbojach. I choć spadł na nie deszcz Oscarów, wyglądało raczej jak wspaniałe epitafium gatunku, niż zwiastowało jego odrodzenie. Zresztą sam Eastwood po tym filmie zsiadł z konia i zajął się reżyserią współczesnych dramatów, a w latach 90., mimo że powstało kilka kowbojskich obrazów, żaden nie stał się głośny.Dla hollywoodzkich producentów western umarł na kilkanaście lat.

Nic zatem dziwnego, że gdy James Mangold chciał w 2002 roku nakręcić nową wersję „15:10 do Yumy” – westernu Delmera Davesa z 1957 roku – właściciele studiów filmowych w Hollywood odsyłali go z kwitkiem. – Pewnie się bali, że młode pokolenie widzów przyzwyczajone do gier komputerowych nie zrozumie konwencji gatunku – mówił zawiedziony reżyser w wywiadach. I nagle coś się za oceanem zmieniło. Ostatecznie Mangold dostał zielone światło dla realizacji „3:10 do Yumy” i pozyskał do filmu dwóch gwiazdorów: Russella Crowe’a i Christiana Bale’a. W tym czasie Andrew Dominik nakręcił „Zabójstwo Jesse’ego Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda” z Bradem Pittem w roli głównej (w Polsce od 14 grudnia). Ridley Scott zaś przymierza się podobno do sfilmowania westernu „Blood Meridian”.

– Filmy o kowbojach wyrażają odwieczne amerykańskie tęsknoty, lęki i nadzieje – podkreśla Mangold w rozmowie z portalem darkhorizons.com. – Są uniwersalnymi opowieściami o moralności, honorze, rodzinie, poszukiwaniu wolności, pożądaniu, chciwości i tchórzostwie. A takich ponadczasowych rozważań o wartościach bardzo obecnie Amerykanom potrzeba. Po 11 września 2001 roku słuszna krucjata przeciw terrorystom zamieniła się w skomplikowaną wojnę, która rodzi pytania o jej moralny sens. Dlatego w kinie aktualny stał się znowu klasyczny mit rewolwerowca, który wyznacza granicę między dobrem a złem.

Jednak kowboje wracają do łask także z innego powodu. Reżyserzy nowych westernów znaleźli interesujący sposób na uwspółcześnienie postaci twardziela z koltem w kaburze.W remake’u Jamesa Mangolda – tak jak w oryginale – toczy się pojedynek charakterów między zdeterminowanym farmerem Danem Evansem a bandytą Benem Wade’em. – Wade to twardy, elegancki facet, a zarazem odpowiednik dzisiejszych gwiazd rocka – mówi Derek Haas, jeden z trzech scenarzystów filmu. – Jest człowiekiem, którym chce być każdy.Charyzma romantycznego bandyty przypomina aurę, jaką roztaczają dziś wokół siebie idole masowej wyobraźni. Jeśli zeskrobać z filmu Mangolda westernowy kostium, zostaje opowieść o fascynacji gwiazdą. Podobnie układa się fabuła filmu Andrew Dominika o Jesse Jamesie, którego zabił jego najgorętszy fan.W XXI wieku filmowi kowboje przypominają celebrities. Stali się bohaterami moralitetów, które pytają o cenę popularności. Refleksja płynąca z losów nowej fali rewolwerowców jest gorzka – ludzie chorobliwie pragną sławy, ale jej blask ich zaślepia.

W filmie Jamesa Mangolda akcja przebiega podobnie jak w oryginale z 1957 roku. Ben Wade (Russell Crowe), herszt bandy, zostaje złapany. Jego eskorty do miasteczka, z którego odjeżdża pociąg do więzienia w Yumie, podejmuje się farmer Dan Evans (Christian Bale). Liczy, że za zarobione w ten sposób 200 dolarów uratuje podupadający dom. Tymczasem za Wade’em podążają jego kamraci, chcąc go odbić... Gra aktorów wciąga. Znakomicie zrealizowane sceny pojedynków sprawiają, że film nie ustępuje pod względem atrakcyjności współczesnemu kinu akcji. „3:10 do Yumy” to również przekonujący moralitet. Jednak do czasu. W finale Mangold poprawia oryginał. Ale zamiast moralnego wstrząsu dostajemy opowiastkę o szlachetnym bandycie, który lituje się nad biednym farmerem.

„3:10 do Yumy”. USA 2007. Reż. James Mangold, wyk. Russell Crowe, Christian Bale. Dystrybucja: Best Film.

Wizerunek twardego rewolwerowca jest nieśmiertelny. Nadał historii Stanów Zjednoczonych mityczny wymiar. Dzięki niemu pierwsi osadnicy, którzy byli pastuchami poganiającymi krowy, zamienili się w kinie w dziarskich ranczerów.

Western wkroczył na duży ekran na początku XX wieku. Wywodził się z tanich czytadeł za 10 centów, w których przede wszystkim liczyła się męska przygoda. W dojrzałe kino przeobraził się dzięki charyzmatycznym aktorom i świetnie znającym swój warsztat reżyserom. Początki świetności gatunku to era Johna Wayne’a, który w roli kowboja występował od lat 30. Ostatecznie unieśmiertelniły go filmy Johna Forda i „Rio Bravo” Howarda Hawksa.

Pozostało 87% artykułu
Film
„28 lat później”. Powrót do pogrążonej w morderczej pandemii Wielkiej Brytanii
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Rekomendacje filmowe: Wchodzenie w życie nigdy nie jest łatwe
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu