Czesi są spadkobiercami Charliego Chaplina. Dzięki połączeniu komizmu, liryzmu i goryczy potrafią – tak jak mały tramp – wnikliwie przyjrzeć się człowiekowi. Dostrzec tkwiące w nim dobro, obnażyć wady. Czasami jednak bliżej naszym sąsiadom do kina Orsona Wellesa. Legendarny filmowiec uwielbiał grę pozorów, jak w słuchowisku radiowym „Wojna światów”. Prowokował filmami, m.in. „Obywatelem Kane’em”.
„Mnaga – Happy End” Petra Zelenki i „Ropojady” Jana Sveraka łączą w sobie te dwie tradycje. Są dobroduszną satyrą na społeczeństwo, a zarazem brawurową mistyfikacją, która przypomina surrealistyczny żart. Oba, pod hasłem „Mistrzowskie debiuty”, można obejrzeć na jednym seansie.
Zelenka nakręcił w 1996 roku zmyślony dokument o wykreowaniu przez amerykański koncern pop-rockowego zespołu Mnaga a Zdorp, czyli Breja i Szmelc. Nazwa mówi sama za siebie. Muzycy nie potrafią grać. Śpiewają idiotyczne piosenki. A jednak osiągają sukces. Dlaczego?
„W show-biznesie jest trochę kłamstwa i dużo kłamstwa, i między tym człowiek musi wybierać” – mówi jeden z bohaterów. Tu nie ma miejsca na spontaniczność, liczy się tylko dobranie odpowiedniego formatu. Ta zasada zostaje w filmie Zelenki sprowadzona do absurdu. Okazuje się, że wszystko jest precyzyjnie dostosowane do gustu publiczności. Członkowie zespołu zostali wybrani w castingu. Ich wygląd opracował program komputerowy.
Muzycy i ich sponsorzy nie ukrywają, że zespół został sztucznie stworzony. Ale ludzie chcą być oszukiwani. W najbardziej groteskowej scenie filmu członkowie kapeli pojawiają się na koncercie przebrani za owoce. Reklamują bezwstydnie koncern spożywczy, ale nikt nie zwraca na to uwagi. Publika szaleje z radości.