Reklama

Węgierska rewolucja po hollywoodzku

Film imponuje rozmachem, ale razi schematyczną fabułą. Love story na tle węgierskiego powstania z 1956 roku ogląda się bez emocji.

Publikacja: 30.07.2008 21:07

„1956 – Wolność i miłość" powstał, by uczcić 50. rocznicę rewolucji na Węgrzech. Nie jest więc dramatem pokazującym ludzi uwikłanych w historię i politykę, ale podniosłym hołdem bohaterom wydarzeń sprzed półwiecza. W kraju bratanków zgromadził w 2006 roku półmilionową widownię. Zrealizowali go ludzie z Hollywood.

Andrew G. Vajna i Joe Eszterhas urodzili się co prawda na Węgrzech. Jednak kariery robili za oceanem. Pierwszy zabłysnął w latach 80. jako producent wykonawczy cyklu o Rambo. Od tego czasu jego znakiem rozpoznawczym jest efektowne kino akcji. Drugi upodobał sobie pikantne thrillery erotyczne. Ma na koncie m.in. scenariusz do „Nagiego instynktu", a także „Showgirls". Dlatego choć „1956 – Wolność i miłość" wyreżyserowała Krisztina Goda, widać, że decydujący głos mieli obaj panowie.

Zamierzyli sobie kino popularne, które ma przedstawić moralne zwycięstwo narodu w obliczu tragedii. I do celu zmierzają prostą drogą – rewolucję z 1956 roku wpisują w konwencję melodramatu. A widownię podnoszą na duchu, pokazując zwycięstwo Węgrów nad Związkiem Radzieckim podczas meczu piłkarzy wodnych w finale olimpiady w Melbourne.

Jednym z węgierskich zawodników jest Karcsi (Ivan Fenyo). Poznajemy go jako gwiazdę drużyny, która właśnie przygotowuje się do wyjazdu na antypody. To typ zawadiackiego amanta, do którego lgną kobiety. Viki (Kata Dobo) studiuje na budapeszteńskiej politechnice. Tu się poznają. Ona nawołuje kolegów do sprzeciwu wobec stalinowskiej władzy. On postanawia poderwać odważną dziewczynę.

Początkowa fascynacja przeradza się w miłość. Karcsi opuści nawet dla Viki sportowe zgrupowanie i chwyci za broń, choć na igrzyska ostatecznie pojedzie...

Reklama
Reklama

„1956 – Wolność i miłość" jest filmem plakatowym, w którym za pomocą scen symboli upamiętnia się przede wszystkim wydarzenia, nie ludzi. Dlatego bohaterowie są nakreśleni pobieżnie – tak jak ich wzajemne relacje. Pełnią rolę statystów w widowisku, jakim dla twórców jest sama rewolucja, a potem finał olimpiady.

Czołgi wybuchają na ulicach, serie z karabinów rozrywają ciała, zawodnicy toczą zażartą walkę w basenie. Akcja toczy się wartko. Czas w kinie mija szybko. Ale po seansie zostaje dziwna pustka. Jak po płytkim kinie akcji lub tuzinkowym romansidle. Rafał Świątek

„1956 – Wolność i miłość" powstał, by uczcić 50. rocznicę rewolucji na Węgrzech. Nie jest więc dramatem pokazującym ludzi uwikłanych w historię i politykę, ale podniosłym hołdem bohaterom wydarzeń sprzed półwiecza. W kraju bratanków zgromadził w 2006 roku półmilionową widownię. Zrealizowali go ludzie z Hollywood.

Andrew G. Vajna i Joe Eszterhas urodzili się co prawda na Węgrzech. Jednak kariery robili za oceanem. Pierwszy zabłysnął w latach 80. jako producent wykonawczy cyklu o Rambo. Od tego czasu jego znakiem rozpoznawczym jest efektowne kino akcji. Drugi upodobał sobie pikantne thrillery erotyczne. Ma na koncie m.in. scenariusz do „Nagiego instynktu", a także „Showgirls". Dlatego choć „1956 – Wolność i miłość" wyreżyserowała Krisztina Goda, widać, że decydujący głos mieli obaj panowie.

Reklama
Film
Wampiry i ludzie, czyli horror „Życie dla początkujących” już w kinach
Materiał Promocyjny
UltraGrip Performance 3 wyznacza nowy standard w swojej klasie
Film
Nie żyje Maciej Karpiński, scenarzysta m.in. „Kobiety samotnej” i „Różyczki”
Film
Cate Blanchett wraca do Polski
Materiał Promocyjny
Stacje ładowania dla ciężarówek pilnie potrzebne
Film
Warszawiak jak gość we własnym domu. Czy ekipy filmowe przekraczają granice?
Materiał Promocyjny
Prawnik 4.0 – AI, LegalTech, dane w codziennej praktyce
Reklama
Reklama