Zazdrościliśmy Niemcom "Życia na podsłuchu". Pytaliśmy, dlaczego podobny film nigdy nie powstał u nas. Dzisiaj mamy "Rysę". Opowieść o tragedii ludzi, na których pada podejrzenie o współpracę z komunistyczną Służbą Bezpieczeństwa.
– Dla mnie to nie jest film czysto polityczny, choć jego tło jest związane z lustracją i rozliczeniami z przeszłością – mówił w Wenecji podczas spotkania z publicznością Michał Rosa.
Bohaterowie "Rysy" Jan i Joanna są małżeństwem z 40-letnim stażem. Ale pewnego dnia Joanna, ceniona profesor biologii na UJ, z kasety z zarejestrowaną telewizyjną audycją dowiaduje się, że jej mąż był tajnym współpracownikiem bezpieki. Co więcej, że został przed laty podstawiony, by donosił na jej ojca. Początkowo kobieta próbuje to lekceważyć, ale w miarę upływu czasu niepokój dręczy ją coraz bardziej. Wpada w depresję, nie potrafi normalnie żyć. "Rysa" zamienia się w studium obsesji. – Chciałem zapytać o radzenie sobie z traumą przeszłości, z cieniami, które za nami idą – mówił reżyser.
"Rysa" pokazuje, jakie szkody może wyrządzić lustracyjne oskarżenie. A nawet samo podejrzenie, które pada na człowieka i tworzy rysę na jego związkach z otoczeniem. Niemal przez cały film widz nie wie, czy Jan naprawdę donosił. Joanna też tego nie wie. Bo nie może dotrzeć do żadnych dowodów. Czuje się bezradna.
– Czy Jan był tajnym informatorem, czy nie? – pyta włoska dziennikarka.