Triumf przemocy w Wenecji

Jury pod przewodnictwem Wima Wendersa Złotego Lwa przyznało "Wrestlerowi" Darrena Aronofsky'ego - epatującej okrucieństwem, bardzo tradycyjnie opowiedzianej historii upadku sławy popkultury

Publikacja: 08.09.2008 03:11

Darren Aronofsky i Mickey Rourke

Darren Aronofsky i Mickey Rourke

Foto: AFP

Dyrektor Marco Muller nie mógł podpierać się pozakonkursowymi pokazami filmów hollywoodzkich z gwiazdorską obsadą. W wielkich studiach powstało w tym roku o 25 procent mniej tytułów z powodu strajku scenarzystów, a większość hitów zarezerwowały dla siebie wcześniej festiwale w Cannes i Toronto. Dlatego postawił na kino mało znane, zapowiadając, że chce promować nowe nazwiska i terytoria.

Muller zaryzykował, ale jury nie poszło tym tropem. Nagrodziło Złotym Lwem jedyny bardzo tradycyjny film, jaki pojawił się w konkursie. Tytułowy wrestler z obrazu Darrena Aronofsky'ego kiedyś był wielką sławą. Zarabiał majątek, a jego podobizna zdobiła okładki prestiżowych magazynów.

W okrutnych widowiskach rzucał przeciwników na deski i walił maczetami. Ale Aronofsky pokazuje go 20 lat później. Dawny heros jest żałosnym wrakiem. Walczy na prowincjonalnych pokazach, raniąc się celowo i wbijając sobie w ciało spinacze, by zadowolić żądną wrażeń hołotę. Potem rozdaje autografy dzieciakom i wraca do nędznego pokoju w motelu-baraku, za który nie jest w stanie zapłacić rachunków. Gdy po którejś z walk dostaje zawału, lekarze zabraniają mu występować. Opuszczony przez wszystkich na próżno usiłuje znaleźć nowe miejsce w życiu i odnowić relacje z córką, którą nigdy się nie zajmował. Wreszcie zdesperowany podejmuje decyzję: wróci na ring. I już wiemy, że umrze w blasku świateł.

„Wrestler" jest sprawnie zrealizowany i rewelacyjnie zagrany przez Mickeya Rourke'a, który tworzy kreację Oscarową. Ale jednocześnie jest to obraz przewidywalny. Co gorsza, reżyser każe nam pochylić się nad facetem, który walczy jak dzikie zwierzę wśród ryków żądnej krwi gawiedzi. Zaś cała ta historyjka nie usprawiedliwia niebywałej dawki przemocy, jaką Aronofsky epatuje, pokazując z bliska wrestlingowe walki, druty i kawałki szkła wbijane bezlitośnie w ciała przeciwników, a nawet – dla lepszego efektu – samookaleczanie się.

Twórcy filmu chcą zapewne przypomnieć, że „człowiek to brzmi dumnie", i nawet z dna można się podnieść. Porównywanie tego filmu do „Wściekłego byka" czy „Rocky'ego" jest, moim zdaniem, nadużyciem, ale część jurorów, podobnie jak widzów, tezę tę kupiła. I może dlatego „Wrestler" wygrał.

Wszystkie inne obrazy pokazywały ludzi zagubionych, nie dających sobie rady z życiem, ogarniętych obsesjami, porażonych pustką świata. Jurorzy wyraźnie się tego pesymizmu przestraszyli. Uciekli też od kina nowatorskiego. Nawet z dwóch filmów afrykańskich obsypali nagrodami ten bardziej tradycyjny. Laureat nagrody specjalnej „Teza" Haile Gerimy to historia Etiopczyka, który kończy medycynę w Niemczech i wraca na Czarny Ląd, by podnosić tam poziom lecznictwa. Trafia jednak na zawieruchę polityczną i staje się ofiarą dyktatury Mariama Mengistu.

Partnerami Marco Mullera w eksperymencie szukania świeżego kina okazali się krytycy, którzy nagrodę FIPRESCI przyznali drugiemu z afrykańskich obrazów – „Gabbli" Tariqua Teguii – opowieści o pustce i braku perspektyw.

Nie wzbudziły emocji nagrody aktorskie. Włoski komik Silvio Orlando i Francuzka Dominique Blanc stworzyli w swoich filmach ciekawe kreacje, Wim Wenders zaś tłumaczył, że przepisy nie pozwoliły jurorom nagrodzić Mickeya Rourke'a, bo ten sam film nie może dostać Lwów i laurów aktorskich.

Największym przegranym festiwalu okazał się „The Hurt Locker" opowiadający o amerykańskich saperach w Iraku. Dla mnie był to najważniejszy film tegorocznego konkursu.

Nikt jeszcze nie pokazał wojny tak, jak Kathryn Bigelow i jej scenarzysta, wojenny korespondent Mark Boal. W ich obrazie jest prawda, a ponad wszystkim unosi się okrutna myśl, że wojna wciąga, działa jak narkotyk. Ludzie, którzy codziennie zaglądali w oczy śmierci, nie potrafią potem normalnie żyć. Dlatego jako ochotnicy zgłaszają się z powrotem do oddziałów. – Na każdym festiwalu są wygrani i przegrani, nie mogę ujawniać przebiegu naszych debat – odpowiedział na konferencji prasowej Wim Wenders, gdy jeden z dziennikarzy upomniał się o „Hurt Lockera".

Sprawa niewyróżnienia tego obrazu jest o tyle znacząca, że ogólny poziom konkursu był niski. Dominowały filmy miałkie, wydumane, mało istotne. Szkoda, że nie walczyły o Lwa filmy z Europy Wschodniej i Środkowej: polska „Rysa" Michała Rosy, czeski „Wiejski nauczyciel" Bohdana Slamy, rumuński „Perscuit sportive" Adriana Sitaru. Nasz region ma coraz więcej do powiedzenia i wierzę, że wkrótce nadejdzie jego czas.

Dwa lata temu byłem w Wenecji ze "Źródłem", które spotkało się z ciepłym przyjęciem widzów. W tym roku jestem bardzo szczęśliwy, bo zostałem nagrodzony nie tylko przez publiczność, ale i jury. Chciałbym, aby ten Złoty Lew przypomniał, że kino nie zawsze musi zadziwiać rozmachem i efektami specjalnymi. "Wrestler" jest filmem skromnym, niemal w całości opartym na wspaniałej pracy olbrzyma z gołębim sercem – Mickeya Rourke'a. Gdy w głównej roli występuje tak przejmująco szczery aktor, nawet bardzo prosta historia brzmi prawdziwie. Dlatego napisałem scenariusz, który pozostawi mu możliwie dużo wolności. Na planie Mickey często improwizował, a ja starałem się do niego dopasować. Na szczęście decydenci studia Wildbunch obdarzyli mnie dużym zaufaniem. Nie patrzyli mi przez ramię, sugerując, że w finałowej scenie wszyscy powinni zgodnie pójść za ręce w stronę zachodzącego słońca. To daje nadzieję, że w Stanach zaczną powstawać naprawdę interesujące filmy.

Dyrektor Marco Muller nie mógł podpierać się pozakonkursowymi pokazami filmów hollywoodzkich z gwiazdorską obsadą. W wielkich studiach powstało w tym roku o 25 procent mniej tytułów z powodu strajku scenarzystów, a większość hitów zarezerwowały dla siebie wcześniej festiwale w Cannes i Toronto. Dlatego postawił na kino mało znane, zapowiadając, że chce promować nowe nazwiska i terytoria.

Muller zaryzykował, ale jury nie poszło tym tropem. Nagrodziło Złotym Lwem jedyny bardzo tradycyjny film, jaki pojawił się w konkursie. Tytułowy wrestler z obrazu Darrena Aronofsky'ego kiedyś był wielką sławą. Zarabiał majątek, a jego podobizna zdobiła okładki prestiżowych magazynów.

Pozostało 87% artykułu
Film
„28 lat później”. Powrót do pogrążonej w morderczej pandemii Wielkiej Brytanii
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Rekomendacje filmowe: Wchodzenie w życie nigdy nie jest łatwe
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu