W "Boisku bezdomnych" stworzył pan postać kontuzjowanego piłkarza, który zostaje trenerem, a potem, nie dając się skorumpować, trafia na bruk i do schroniska dla bezdomnych. Co pana w tej roli zafrapowało?
Marcin Dorociński:
Losy mojego bohatera są trochę podobne do moich. Też chciałem być piłkarzem i też musiałem zrezygnować ze swoich ambicji, bo złamali mi na boisku nogę. Ale nie byłem tak wielkim talentem jak filmowy Jacek. No i szczęście się do mnie uśmiechnęło, bo zostałem aktorem. On znalazł się na marginesie.
Przygotowując się do roli Jacka, spotkał się pan z mieszkańcami warszawskiego ośrodka dla bezdomnych na Marywilskiej.
I poznałem ludzi, nierzadko inteligentnych i wrażliwych, którzy borykali się z losem, najczęściej też z nałogiem. Ale teraz próbują zapomnieć o tamtych latach, czasem kilku, czasem kilkunastu, a nawet kilkudziesięciu. Z ogromnym wysiłkiem wracają do normalnego życia.