Wiem, jak zrobić kasowy hit

Razem z reżyserem Tomaszem Koneckim zrealizował film "Ciało", który w 2003 r. obejrzało 320 tys. osób. "Testosteron" przyciągnął 1,4 mln widzów, "Lejdis" - 2,6 mln. Remake "Lejdis" chcą robić Grecy, Portugalczycy i Rosjanie.

Aktualizacja: 29.10.2008 19:20 Publikacja: 28.10.2008 21:06

Andrzej Saramonowicz

Andrzej Saramonowicz

Foto: Fotorzepa, Darek Golik

[b]Niedawno powiedział pan: wiem, jak kręcić filmy, które docierają do ludzi.[/b]

[b]Andrzej Saramonowicz:[/b] Patrząc na listy kasowych przebojów ostatnich lat, mam chyba prawo twierdzić, że umiem opowiadać historie, które publiczność interesują. W Polsce niewielu filmowców pracuje dla widzów. Większość z niezrozumiałą dla mnie pychą powtarza, że tworzy dla siebie. My z Tomkiem Koneckim odczuwamy wielką satysfakcję, że tylu ludzi bawi się na naszych komediach.

[b]Komediami chyba najłatwiej zdobyć masową publiczność?[/b]

To oczywiste. Ale każdy film – żeby zdobyć miliony widzów – musi być intensywny, trzymać widza w napięciu, oddziaływać na jego emocje. Kiedy napisałem scenariusz "Ciała", słyszałem od producentów: "Z tego materiału można zrobić cztery fabuły". A ja chciałem, żeby widz dostał to wszystko w jednym obrazie. Najważniejsze, by nie nudzić.

[b]To recepta na kasowy sukces?[/b]

Pierwszy warunek. Kolejny to sprawność. Polskie kino musi się dziś konfrontować z produkcją światową. Nasi scenarzyści, reżyserzy, montażyści, dźwiękowcy nie zawsze są sprawni, a widz, płacąc za bilet, chce dostać produkt najwyższej jakości.

[b]Z aktorami z telenowel?[/b]

Czuję drwinę. A to nie działa tak prosto. Do kina, jak to określają krytycy:komercyjnego, trzeba wybierać wykonawców popularnych i jednocześnie dobrych. Nie przyciągnie publiczności nawet najwybitniejszy aktor o nieznanej twarzy. A gwiazdor popularny, lecz bez talentu, zarżnie rolę.

[b]A promocja nie jest ważna?[/b]

Tak, jeśli jest uczciwa. Można zbudować kłamliwą akcję reklamową, zrobić zwiastun z trzech dobrych scen i obiecywać arcydzieło. Ale jeśli film widza rozczaruje, on to sobie zapamięta i drugi raz tym twórcom nie da się nabrać.

[b]Krytycy wyraźnie dzielą kino na artystyczne i komercyjne. Denerwuje to pana?[/b]

Drażni mnie intelektualna kulawość tego sądu, bo nie objaśnia on świata, tylko go zamula. Widziałem wiele dzieł artystycznych, które były bardzo komercyjne. Choćby "Ojciec chrzestny" Coppoli czy "Fight Club" Finchera.

[b]To nie zmienia faktu, że nasze komedie romantyczne odstają od kina ambitnego na kilometry.[/b]

Złe polskie komedie są tak samo okropne jak złe polskie filmy, pożal się Boże, artystyczne. Grafoman epatujący kilku widzów swoim pseudoartystycznym bełkotem jest tak samo godny potępienia, jak producent, który robi idiotyczną komedię, by z setek tysięcy naiwnych zedrzeć szmal. "Testosteron" i "Lejdis" ściągnęły z rynku dużo pieniędzy, więc pewnie nikt nie uwierzy, ale nie robiliśmy ich dla kasy. Kasa to tylko konsekwencja sukcesu. Miła, ale nie najważniejsza. Dla mnie najważniejsze jest sprawianie widzom frajdy.

[b]Paradoksalnie, najlepsze recenzje dostali panowie za "Pół serio", warsztatowo najsłabsze. Na "Lejdis" krytycy wybrzydzają.[/b]

Recenzenci lubią pogłaskać tych, którzy mogą im coś zawdzięczać, np. debiutantów. A my jesteśmy dziś hegemonami, którzy swoimi filmami odbierają krytyce – przynajmniej jej części – sens istnienia. Bo porozumiewamy się z widzami nad jej głowami.

[b]Pan też zaczynał jako krytyk. Co napisałby pan o "Lejdis"?[/b]

Gdybym chciał – jak wielu recenzentów o skarlałym duchu – uwalić je, zestawiłbym je np. z "To nie jest kraj dla starych ludzi" Coenów. Ale trzeba brać pod uwagę prawa gatunku: na naszej komedii ludzie wyją ze śmiechu. Ten film stał się już fenomenem społecznym. W Internecie można znaleźć setki etiudek, fotografii i tekstów, w których młode kobiety deklarują "My jesteśmy lejdis". Kto nie wierzy, niech wpisze Lejdis choćby na Naszej Klasie.

[b]Dla mnie to sztuczny świat.[/b]

Wielokrotnie spotykałem osoby, które opowiadały mi swoje historie, podobne do historii bohaterek. Gdyby nasz film nie niósł prawdy, nie moglibyśmy odnieść sukcesu. "Lejdis" w pierwszym tygodniu obejrzało 300 tys. osób. W drugim o 7 proc. więcej, w trzecim już 20 proc. Ci, co film obejrzeli, namawiali następnych. Więc chyba coś z ducha naszego czasu uchwyciliśmy.

[b]Dlaczego nie występujecie o państwowe dotacje?[/b]

Polscy twórcy biorą pieniądze z PISF i z góry zakładają, że nie muszą ich zwracać. Dla mnie to niemoralne. My gramy w inną grę. Pożyczamy od inwestorów prywatnych i dług oddajemy. Własnych zysków nie przeznaczamy na luksusy, tylko na następne produkcje. Dzięki temu mamy wolność. Nasz nowy obraz "Idealny facet dla mojej dziewczyny" ma budżet 7 mln zł. To maksimum, jakie można wydać w Polsce na film, jeśli myśli się o zwrocie pieniędzy z rynku.

[b]Nie ma pan w sobie tęsknoty, żeby wyjść poza komedię?[/b]

Konecki mawia: Jeśli raz zobaczę w wywiadzie z Jakimowskim, Szumowską czy Barczykiem pytanie, czy tęsknią za komedią, to odpowiem, czy ja kiedyś zrobię dramat. Ale dobrze: mam takie ambicje i pewnie je zrealizuję. Na razie chcę wyprodukować "Sanatorium" Jana Kolskiego. A jak zarobię tyle, by móc pieniądze tracić, zacznę reżyserować bardzo smutne filmy dla własnej przyjemności.

[b]A na razie...[/b]

Kończymy "Idealnego faceta...". To mój najbardziej wyrafinowany scenariusz. Komedia, ale niosąca bolesny obraz naszego świata. Opisuję środowisko fundamentalistów religijnych, którzy wykorzystują autentyczną ludzką religijność dla budowania swojej pozycji. Z drugiej strony jest świat ultrafeministek – liberalny, ale równie kabotyński i pusty intelektualnie. To będzie bardzo śmieszny film, choć to, co spotyka moich bohaterów, jest dosyć smutne. Premiera wkrótce. A już piszę "Lejdis 2".

[b]W tej swojej wolnorynkowej firmie nie boi się pan kryzysu?[/b]

Nie. W trudnych czasach ludzie chętnie chodzą do kina. Gdzieś trzeba zapomnieć o zmartwieniach.

[ramka]Filmowe trio

Andrzej Saramonowicz pracuje z reżyserem Tomaszem Koneckim i operatorem Tomaszem Madejskim. Kiedy zaczynali, był krytykiem filmowym "Gazety Wyborczej" i "Przekroju" (Mistrzowską Szkołę Reżyserii A. Wajdy skończył kilka lat później), Konecki to z wykształcenia fizyk, ale miał lata praktyki w telewizji. Debiutanckie "Pół serio" zrobili za 200 tys. zł, montując swoje felietony o gatunkach filmowych zrealizowane dla TVP. I dostali worek nagród na festiwalu w Gdyni. Mieli pomysł na filmy o polskim patriotyzmie, o stanie wojennym. Wszędzie trafiali na mur. Zrozumieli, że muszą samodzielnie przebić się na ekrany. W 2003 roku powstała komedia "Ciało". Potem założyli firmę producencką Van Worden i razem nakręcili "Testosteron" i "Lejdis". 23 stycznia 2009 r. odbędzie się premiera ich filmu "Idealny facet dla mojej dziewczyny".[/ramka]

[b]Niedawno powiedział pan: wiem, jak kręcić filmy, które docierają do ludzi.[/b]

[b]Andrzej Saramonowicz:[/b] Patrząc na listy kasowych przebojów ostatnich lat, mam chyba prawo twierdzić, że umiem opowiadać historie, które publiczność interesują. W Polsce niewielu filmowców pracuje dla widzów. Większość z niezrozumiałą dla mnie pychą powtarza, że tworzy dla siebie. My z Tomkiem Koneckim odczuwamy wielką satysfakcję, że tylu ludzi bawi się na naszych komediach.

Pozostało 93% artykułu
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu
Film
Europejskie Nagrody Filmowe: „Emilia Perez” bierze wszystko
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Film
Harry Potter: The Exhibition – wystawa dla miłośników kultowej serii filmów