[ul][li]Zobacz [link=http://www.rp.pl/galeria/9146,4,224501.html]galerię zdjęć[/link] z filmu [/li][/ul]
W pierwszych scenach zwariowana nauczycielka Poppy jedzie przez Londyn na rowerze. Gdy na chwilę zostawi swój pojazd, ktoś go ukradnie.
Ale Poppy nie wpada we wściekłość, nie miota się i nie klnie. Rzuca coś w rodzaju: "Cholera, takie rzeczy się zdarzają" i postanawia zrobić prawo jazdy. Samochód w końcu dużo trudniej stracić.
"Happy-Go-Lucky" to film o trzydziestolatce, która mieszka z koleżanką i sprawia wrażenie osoby żyjącej na kompletnym luzie. Nie dba o pieniądze, nie ma wygórowanych ambicji ani wielkich marzeń. Wiecznie rozchichotana, w swoim optymizmie wydaje się chwilami wręcz niecałkiem normalna.
Ale wbrew pozorom Poppy mocno stąpa po ziemi. Jest dobrą nauczycielką, która przejmuje się losem dzieci. Po prostu nie poddaje się rutynie i zwątpieniu, próbuje swoje życie uczynić ciekawym. Chodzi na zajęcia flamenco (to absolutnie brawurowe sekwencje), skacze na trampolinie, czasem spotka się ze znajomymi, czasem pogada na ulicy z bezdomnym wariatem. Ale przy tym wszystkim dzielnie stawia czoła życiu. Walczy z samotnością, brakiem uczucia, ludźmi, którzy nie zawsze mają dobre intencje. Nie ucieka od problemów, lecz stara się je rozwiązywać. Tak jak umie.