Mark Twain stwierdził przed laty, że „bylibyśmy o wiele szczęśliwsi, gdybyśmy mogli rodzić się w wieku 80 lat i stopniowo młodnieć aż do 18. roku życia”. Te słowa zainspirowały w latach 20. XX w. Francisa Scotta Fitzgeralda do napisania opowiadania „Ciekawy przypadek Benjamina Buttona”. Na jego motywach powstał film Davida Finchera według scenariusza Erica Rotha („Forrest Gump”) i Robin Swicord.
To opowieść o człowieku, który urodził się w 1918 r., w ostatnim dniu I wojny światowej, jako niemowlę z twarzą i organizmem 80-latka. Jego dzieje kończą się w 2005 r., gdy jego rodzinny Nowy Orlean atakuje huragan Katrina. O tym, jak przeżył życie, dowiadujemy się z jego opowieści oraz pamiętnika, który powierzył przed śmiercią wieloletniej miłości.
Obraz Finchera przypomina nieco „Forresta Gumpa” – też jest przekrojem przez historię Ameryki XX wieku. Tyle że bohater jest inny – nie wpływa na bieg wydarzeń, jego życiem nie targa wiatr historii. „Ciekawy przypadek...” to więc przede wszystkim melodramat. Benjamin poznaje Daisy, gdy jest ona małą dziewczynką. Gdy on młodnieje, ona dorasta. Spotkają się w połowie drogi, ale na krótko – na linii czasu podążają przecież w przeciwne strony. Za sprawą Cate Blanchett i Brada Pitta to wszystko wygląda niezwykle wiarygodnie.
Fincher nakręcił mądry film o konieczności godzenia się z przemijaniem, pełen świetnych epizodów (Tilda Swinton odkrywająca przed Benjaminem zalety kawioru i pocałunku) i przejmujących historii (np. niewidomego zegarmistrza, który zbudował zegar chodzący wstecz, by jego poległy podczas I wojny syn wrócił do domu). 13 oscarowych nominacji to jednak jest coś.
[ramka]Oscarowi rekordziści