Niech mnie młodzi zaskoczą

Przewodniczący jury filmów pełnometrażowych Radosław Piwowarski

Publikacja: 04.06.2009 06:51

Radosław Piwowarski

Radosław Piwowarski

Foto: Fotorzepa, Bartłomiej Zborowski Bar Bartłomiej Zborowski

[b]RZ: Jak wyglądał pana debiut? Pamięta pan emocje towarzyszące pierwszemu pokazowi? [/b]

[b]Radosław Piwowarski: [/b] Na debiut fabularny to się naczekałem. Takie były przepisy, że trzeba było najpierw zrobić dwa filmy telewizyjne albo zasuwać ileś lat jako asystent. A do tego jeszcze była komisja, która oceniała, czy się już do debiutu nadajesz. Byłem wtedy w Zespole Filmowym X Andrzeja Wajdy i Bolesława Michałka i nie mogąc się doczekać własnego filmowania, zrobiłem tam serial „Jan Serce”.

A potem w końcu rozwiązali nam zespół i zadebiutowałem u Wojciecha Hasa filmem „Yesterday”. Pamiętam pierwszy pokaz w sali D w wytwórni na Chełmskiej. Na taki nieformalny pokaz przychodziła wówczas cała Warszawa, ludzie leżeli nawet pod ekranem. A ja wykradłem ze szpitala moją mamę i przywiozłem ją na salę. Bardzo się zmartwiła, że film ma smutne zakończenie, i chciała mi oddać swoją emeryturę, żebym nakręcił inne.

[b]Kto pana oceniał?[/b]

To były takie kolaudacje na Krakowskim Przedmieściu. Straszne emocje. Kilku partyjnych, kilku emerytów, kilku starszych kolegów. Wystawiali stopnie. Ja zazwyczaj dostawałem dwóje. W ogóle miałem opinię mało zdolnego. O moim serialu „Jan Serce” pisali wyłącznie, że do dupy. Nawet w „Głosie Fryzjera” miałem fatalną recenzję. Dopiero potem, jak zacząłem wygrywać na festiwalach za granicą, trochę złagodzili sądy.

[b]Dziś jest łatwiej debiutować?[/b]

Film dziś jest łatwiej zrobić, ale wejść na ekrany trudniej.

W tamtym systemie – zespołów filmowych – wbrew pozorom było bardzo dużo dobrego. Była w zespołach jakaś atmosfera twórcza, jakaś kolegialność, wspólne dyskusje i poprawki. Debiuty przez to były dużo dojrzalsze. Teraz głównie trzeba kręcić pod gusty producentów i pań redaktorek z telewizji.

[b]Powszechna kamera cyfrowa sprawia, że „filmy kręcić każdy może”. Jak pan ocenia poziom dzisiejszych debiutów? [/b]

Cyfra to wielkie oszustwo. Można kręcić i kręcić, bezmyślnie i beztrosko. Nie chcę wychodzić na starego pierdziela, ale kiedyś naprawdę dziesięciominutowa rolka taśmy mogła zadecydować o całym filmie. Dlatego dziesięć razy się próbowało, szukało ujęcia, skrótu, metafory, zanim krzyknęło się: „akcja!”. Pamiętam jak przy „Yesterday” skończyła nam się taśma przed zakończeniem zdjęć i operator Witek Adamek zdobył gdzieś, u jakiegoś złodzieja chyba, pięć rolek starego, czarno-białego negatywu. To wymusiło na nas zmianę konwencji, ale w efekcie ostatecznie wszystko wyszło super. Nie znam zbyt wielu współczesnych debiutów. Nie będę więc w tej chwili opiniował. Zgodziłem się na uczestnictwo w tym jury właśnie po to, by wreszcie zobaczyć, co się w młodym polskim kinie dzieje.

[b]Po co nam takie festiwale filmowe jak koszaliński Młodzi i Film? To coś więcej niż przegląd? Komu dają więcej korzyści – publiczności czy debiutantom? [/b]

Festiwale są potrzebne, szczególnie te dla młodych. Pewnie większość pokazywanych w Koszalinie filmów nie przepchnie się na ekrany multipleksów. Dobrze więc, że mogą pokazać się chociaż na festiwalu. Zrobienie filmu to strasznie stresujące zajęcie. Dwa, trzy lata życia. Na festiwalu można zobaczyć swoje filmowe dziecko na ekranie, wysłuchać opinii innych – kolegów, publiczności – i nabrać sił na kolejne lata czekania, żebrania, cierpienia. Z drugiej strony festiwal debiutów to też atrakcja dla prawdziwych kinomanów. Nareszcie można zobaczyć polski film niekomercyjny w kinie! Na FPFF w Gdyni widziałem tłumy młodych ludzi kupujących bilety na polskie filmy.

[b]Chciałby pan debiutować w Koszalinie? [/b]

Nigdy nie byłem w tym mieście. Dużo słyszałem o tym festiwalu, ale nigdy mnie tam nie zaprosili. Ale festiwal ma dobrą opinię w środowisku. Podobno kiedyś, za czerwonego, była tam najtańsza wódzia w całym kraju. No i morze blisko.

[b]Czego spodziewa się pan po pełnometrażowych filmach pokazywanych podczas festiwalu Młodzi i Film?[/b]

Niczego specjalnego. Jestem otwarty i serdecznie nastawiony do młodych kolegów. Daj Boże, żeby mnie czymś zaskoczyli. A najlepiej żeby to jeszcze było piękne i poruszające.

[ramka][b]Dokąd zmierza polska kinematografia[/b]

Janusz Kijowski, dyrektor programowy festiwalu Młodzi i Film poprowadzi debatę „Co się stało z naszą kinematografią?”. Uczestnicy dyskusji, zorganizowanej 20 lat po obaleniu komunizmu i 20 lat po rozwiązaniu zespołów filmowych, w których powstawało niegdyś młode kino, spróbują określić dzisiejszą kondycję naszego przemysłu filmowego. Filmowcy, krytycy, a może i widzowie poszukają odpowiedzi na ważne pytania: Jaka jest wydolność systemu polskiej kinematografii po powstaniu PISF? Jak przekłada się na obecność polskich filmów w Europie i na świecie? Czy tzw. system producencki zapewnia opiekę artystyczną? Czy polska kinematografia zachowała oryginalność?Debata odbędzie się w ramach festiwalu w sobotę, 20 czerwca. [i] ab[/i][/ramka]

[i]rozmawiała Monika Janusz-Lorkowska[/i]

Film
„Fenicki układ” Wesa Andersona: Multimilioner walczy o przyszłość
Materiał Promocyjny
Mieszkania na wynajem. Inwestowanie w nieruchomości dla wytrawnych
Film
Hermanis piętnuje źródło rosyjskiego faszyzmu u Dostojewskiego. Pisarz jako kibol
Film
Polskie dokumentalistki triumfują na Krakowskim Festiwalu Filmowym
Film
Nie żyje Loretta Swit, major "Gorące Wargi" z serialu "M*A*S*H"
Film
Cannes 2025: Złota Palma dla irańskiego dysydenta