Być może film o Coco Chanel nie jest nadmiernie ambitny. Na pewno nie mówi całej prawdy o Mademoiselle. Prawda byłaby i bardziej wieloznaczna, i mniej korzystna dla bohaterki. Ona sama zachwyciłaby się, widząc swoją historię przedstawioną w tak korzystnym świetle. Przecież nad jej wytwarzaniem i upiększaniem pracowała całe życie. Jak podaje reżyserka Anne Fontaine, inspirowała się książką Edmonde Charle-Roux "L'irreguliere" (w wolnym przekładzie: nonkonformistka) w sposób raczej dowolny.
Mimo tych drobnych uchybień film jest od początku do końca przyjemnością estetyczną. Zawdzięczamy to czarującej Audrey Tautou, zachwycającym plenerom i wnętrzom. Główną rolę grają również ubrania, które na filigranowej Tautou wyglądają szczególnie uroczo. Catherine Leterrier, była projektantka mody, która pracowała u Yves Saint Laurent objęła dowództwo nad 30-osobową ekipą garderobianych, fryzjerów, perukarzy i makijażystów. Głowę daję, że za Chanel dostanie jakąś nagrodę. Dotychczas to Anglicy specjalizowali się w precyzyjnym odtwarzaniu historycznych strojów, teraz zabrali się za to Francuzi, dla których moda jest narodowym sportem, a Chanel narodową bohaterką zaraz po Joannie d'Arc. Filmową ekipę garderobianych, które uszyły wszystko zgodnie z oryginałami z archiwów, nadzorował Karl Lagerfeld. Nie ma tego dużo. Panna Chanel przez sporą część filmu chodzi w proletariackiej sukience w kratkę, potem ma jeszcze kilka strojów, rewii mody nie ma. Jednak i tak nie można oderwać wzroku od bohaterki, od chwili, kiedy wchodzi do sierocińca w Aubazine, do końca, kiedy widzimy ją na legendarnych schodach ulicy Cambon.
Widać każdą nitkę, każdy guzik. Wierzę, że ubrania zdokumentowano wiernie, zgodnie ze zdjęciami archiwalnymi. Natomiast w prezentowaniu okoliczności, w jakich doszło do wynalazków odzieżowych Chanel, posunięto się do pewnej usprawiedliwionej potrzebami filmu łopatologii. Przypomnę tylko najsłynniejsze patenty Chanel: tweedowy kostium, mała czarna sukienka, torebka na ramię, sztuczna biżuteria, kardigan, tkanina dżersejowa, której przedtem używano wyłącznie w męskiej bieliźnie, zwłaszcza angielskiej. Film, chcąc jasno przedstawić, jak doszło do tych odkryć, posuwa się do uproszczeń. "Byliśmy zmuszeni wymyślać pewne dialogi, cytaty, robić skróty czasowe, a nawet modyfikować liczbę bohaterów" – powiedziała w wywiadzie Anne Fontaine.
Czy kobieta w latach 20. chodziła bez kapelusza, a szczególnie do teatru? Mało prawdopodobne. Gdy Coco widzi u rybaków w Deauville bluzy w paski, natychmiast wkłada taką samą. Też wątpliwe. Wynalazek dżerseju, skopiowany z garderoby angielskiego kochanka Boya Capela, skonsumowany zostaje przez projektantkę natychmiast. Także skrót. To samo z przerabianiem kapeluszy i sukien na nowoczesną modłę. W rzeczywistości ewolucja Gabrieli od jej XIX -wiecznych ubrań aż do nowoczesnych dokonywała się latami. Nie mam o to pretensji do twórców filmu, ale jako człowiek mody trochę się zżymam na uproszczenia.
Chanel wyprzedziła swoją epokę, nikt tego nie kwestionuje. Była wybitna. Ale to, że do dziś tylko ona utrzymuje się tak wysoko w rankingu modnych marek zawdzięczamy fenomenalnemu marketingowi. Przepadli Schiaparelli, Poiret, Worth. A Lagerfeld, który od 25 lat szefuje marce i ma talent dorównujący swojej patronce, trzyma Chanel w stanie niesłabnącej, aż czasami męczącej aktywności. To jedyne w historii mody zjawisko: coś jest modne prawie 100 lat! Mimo to podejrzewam, że niektórych jego wynalazków Coco by nie zaakceptowała.