Autor “Amores perros”, “21 gramów” i “Babel”, który należy do ulubionych reżyserów canneńskiego festiwalu, po raz pierwszy pracował bez swojego stałego scenarzysty, pisarza Guillermo Arriagi.
[wyimek][link=http://www.rp.pl/galeria/9146,1,478747.html]Cannes - fotostory[/link][/wyimek]
– Pomysł na film narodził się w 2006 roku, gdy z dziećmi przygotowywaliśmy śniadanie, a z głośników dochodziły dźwięki koncertu fortepianowego G-dur Ravela. Było pięknie, nieziemskie widoki, a moje dzieci nagle wybuchnęły płaczem. To wspomnienie było tak silne, że nagle zapukał mi do głowy Uxbal – mój nowy bohater. I został na trzy lata.
Na pierwszy rzut oka Uxbal jest facetem jakich wielu. Ani dobry, ani zły. Życie mu się nie ułożyło. Ojca nie znał, małżeństwo się rozpadło, teraz chce być dobrym rodzicem dla swoich małych dzieci. Ale w pierwszych scenach filmu dowiaduje się, że ma raka i zaledwie kilka miesięcy życia przed sobą. Inárritu nie nakręcił jednak dramatu rodzinnego. Jego bohater to człowiek mroczny, który prowadzi nielegalne interesy: handluje pirackimi produktami, sprzedaje tanią siłę roboczą na budowy, żeruje na emigrantach z Azji. Jest postacią kontrowersyjną, a jego świat – twardy i brudny. Na ckliwość nie ma w nim miejsca.
Uxbal walczy więc, nie przebierając w środkach. A jednocześnie ma ludzkie odruchy i dobre serce. Ma też poczucie, że musi spłacić swoje rachunki i pozostać w pamięci dzieci, bo śmierć jest tuż za rogiem.