Ćwiczenie pierwsze: rozpacz po utracie dziecka

Wątek popularny, bolesny, a więc i wzruszenia gwarantowane. Na szczęście (i tu oklaski dla Nicole Kidman, która wzięła na siebie nie tylko główną rolę, lecz także ciężar produkcji) „Rabbit Hole" nie porusza i tak rozedrganych przy takim temacie strun, a kładzie akcenty w miejscach, których nie spodziewalibyśmy się po amerykańskiej produkcji z hollywoodzką obsadą. Więcej: gdyby nie aktorzy (świetni Kidman i Eckhart) można by dać się zwieść, że ta świetna adaptacja sztuki Davida Lindsay'a-Abaire'a to dzieło skandynawskiej kinematografii, a to dzięki chłodnym kolorom, oscylującym między szarością, błękitem i wrzosem, oraz dialogom, w których nie brakuje rozładowujących napięcie akcentów humorystycznych. Historia pary, która próbuje ułożyć sobie życie po stracie ukochanego synka (czterolatek ginie pod kołami auta prowadzonego przez nastoletniego chłopaka), nie dusi, nie ściska za gardło, ale pokazuje, że wspólna tragedia może mieć różne odcienie, że płacz, na który się czeka, czasami nie nadchodzi, i że najtrudniejsze w ćwiczeniach z utraty jest nie samo zmierzenie się z nią, ale wyjście z piekła, w jakie w międzyczasie zamieniliśmy nasze życia i nasze myśli. I choć po śmierci świat nigdy nie wraca na swoje miejsce, a ból już na zawsze będzie nam towarzyszył, to myśl o tym, że czeka nas nowe rozdanie i nowy początek, jeśli sobie na nie pozwolimy, mogą przynieść ukojenie.

Czytaj więcej w Kulturze Liberalnej