Dorota Kędzierzawska to artystka, która nie biegnie za modą, lecz pozostaje wierna sobie. Staje po stronie ludzi słabych – tych, którzy nie dają sobie rady z życiem. Opowiada o samotnych, zepchniętych na margines społeczeństwa. Bohaterami jej filmów bywają więc często ludzie starzy lub dzieci.
„Jutro będzie lepiej" też jest historią trzech chłopców. Pietia, Waśka i Liapa żyją na dworcu w rosyjskim miasteczku w okręgu kaliningradzkim. Na targu żebrzą o jedzenie albo je podkradają. Dla nich lepsze życie to ucieczka do Polski.
Obdarci i głodni z determinacją przedzierają się więc przez zieloną granicę do własnych marzeń. Ale po drugiej stronie czeka ich zimny prysznic. Deportacja. Bo i co ma zrobić dobroduszny polski policjant, skoro dzieciaki nie proszą o azyl, lecz naiwnie powtarzają, że chcą zostać tu, gdzie może im być lepiej.
Dorota Kędzierzawska pokazuje brutalne zderzenie snów i rzeczywistości. Ale też mówi o roli przypadku decydującego o losach człowieka. I o prostej tęsknocie, że następny dzień może być piękniejszy.
Mali bohaterowie filmu, jak zawsze u tej reżyserki, grają rewelacyjnie. A właściwie nie grają. Są. Może zresztą rozumieją tę sytuację lepiej, niż nam się zdaje. Ekipa Kędzierzawskiej musiała przecież opóźnić zdjęcia, gdy okazało się, że aktorom, których znaleźli w Dniepropietrowsku, trzeba wyrobić legitymacje, bo nie istniał żaden urzędowy dokument, który świadczyłby, że w ogóle istnieją. Ale warto było czekać. Kamera Arthura Reinharta zaprzyjaźnia się z młodymi wykonawcami tak, że widza naprawdę bolą ich stracone złudzenia.