Reklama

Na ekranach Elena Andrieja Zwiagincewa

Znakomita „Elena" Andrieja Zwiagincewa to opowieść nie tylko o Rosji – pisze Barbara Hollender

Aktualizacja: 20.03.2012 18:21 Publikacja: 20.03.2012 18:11

"Elena"

"Elena"

Foto: against gravity

To jeden z najważniejszych filmów, jakie ostatnio powstały w tej części Europy. Utrzymany w szarej tonacji, z pozoru nieatrakcyjny, a trudno po jego obejrzeniu spokojnie zasnąć.

Zobacz fotosy z filmu

W luksusowym moskiewskim apartamencie stary, zamożny mężczyzna. I jego żona – gruba, prosta kobieta, jakby nie bardzo pasująca do tego miejsca. Poznali się kilka lat temu w szpitalu, opiekowała się nim jako pielęgniarka. Teraz Elena nadal jest jego gosposią, kucharką, czasem nałożnicą.

Lojalna, dobra kobieta znosi upokorzenia tego układu, na swój sposób kocha człowieka, z którym się związała. W odległym, brudnym i biednym blokowisku ma drugie życie – zapijaczonego syna, niepracującą synową, źle wychowane wnuki. Rodzinę, która ciągnie z niej pieniądze i żąda coraz więcej. Ale tak naprawdę to jest jej świat – ten, który zna i rozumie najlepiej.

Inwazja barbarzyńców

Gdy nowy mąż Władimir, po ciężkim ataku serca, w testamencie będzie chciał zapisać cały majątek córce z pierwszego małżeństwa, Elena instynktownie, ale całkiem świadomie, podejmie dramatyczną decyzję. Będzie gotowa zrobić wszystko, by zagarnąć jego pieniądze dla własnej rodziny.

Podobna historia mogłaby się zdarzyć pod każdą szerokością geograficzną. Początkowo Zwiagincew pisał zresztą scenariusz "Eleny" na zamówienie producenta brytyjskiego. To miała być część projektu "Apokalipsa", zdjęcia byłyby robione w Europie Zachodniej.

Reklama
Reklama

Jednak w realiach moskiewskich film nabiera szczególnej wymowy. Staje się rozliczeniem z Rosją, z czasem zmian. Opowieścią o zderzeniu dwóch światów. Nowego, zamożnego, w którym ludzie nabrali wiatru w żagle, oraz tego dawnego, bez perspektyw i nadziei, ale już z aspiracjami rozbudzonymi przez reklamy na billboardach i ocieranie się o inny styl życia kilka ulic dalej.

Rosjanin pokazuje przepaść między tymi światami. W jego filmie nie ma awansu społecznego popartego pracą, wykształceniem albo choćby zmysłem do interesu. Jest raczej inwazja barbarzyńców, którzy rozwalą się na skórzanej kanapie, na eleganckim stoliku rozłożą papier z kiełbasą i będą bezmyślnie zmieniać kanały telewizora, zachowując się tak, jakby wszystko się im należało.

Andriej Zwiagincew jest twórcą interesującym. W 2003 roku, jako nikomu nieznany debiutant, zdobył Złotego Lwa w Wenecji. Na jubileuszowym, 60., festiwalu wszyscy typowali na zwycięzcę "Witaj, nocy" Marca Bellochia – polityczny dramat o terroryzmie. Jednak przewodniczący jury Mario Monicelli nie uległ presji. Wręczył statuetkę nikomu nieznanemu Rosjaninowi, który pokazał "Powrót".

Zwiagincew wyglądał wówczas jak księgowy z małej firmy. Grafitowy garnitur, okulary, onieśmielenie widoczne w każdym geście. W jednej chwili wyrósł na wielką nadzieję europejskiego kina.

Urodził się w 1964 roku w Nowosybirsku. Wychowywała go matka. Gdy zaczął studiować aktorstwo w Moskwie, wyjechała do pracy na daleką północ, bo tam lepiej zarabiała i mogła synowi pomagać finansowo. A Andriej występował w teatrze i długo czekał na swoją szansę.

"Powrót" zrealizował, dobiegając czterdziestki. To była historia mężczyzny, który po latach nieobecności wraca do domu, do dwóch małych synów. Film oszczędny, najprostszy z możliwych, a jednocześnie magiczny. Trudno powiedzieć cokolwiek więcej i piękniej na temat stosunku ojciec – syn, na temat miłości, nienawiści, dojrzewania, wielkiej potrzeby uczucia.

Reklama
Reklama

Zwiagincew udowodnił, że jest mistrzem nastroju i psychologicznej obserwacji, że potrafi operować półcieniami i niedopowiedzeniami.

W Moskwie,  czyli wszędzie

W następnym filmie poszedł podobną drogą, choć "Wygnanie" było znacznie mniej udane. Reżyser raz jeszcze dokonał wiwisekcji rodzinnych stosunków, kreśląc tym razem dramat rozmijania się ludzi żyjących pod jednym dachem. Pokazał, jak każde kłamstwo niszczy związek i prowadzi do alienacji.

W obu filmach Zwiagincew celebrował każdy kadr, znacznie bardziej dowierzając obrazom niż słowom. Umieścił akcję w nieokreślonym miejscu i czasie, mnożył symbole, szukał archetypów. Ale bohaterem opowieści stawał się też bezkresny krajobraz rosyjskiej prowincji i zapomnianych, małych miasteczek.

"Elena" to opowieść wielkomiejska. Jej akcja dzieje się Moskwie: w eleganckich apartamentowcach, jakie stanęły na Ostożence, i w slumsach leżącego na obrzeżach stolicy betonowego Birulewa. Ale – jak większość najciekawszych współczesnych dramatów – film Zwiagincewa, choć osadzony w lokalnych realiach, jest też uniwersalną opowieścią o moralnym upadku współczesnego człowieka.

#Wyzuta z poczucia przyzwoitości hołota rozpanoszy się w luksusowym mieszkaniu Władimira. W jej świecie nie ma żadnych zasad, od których nie wolno odstąpić. Pieniądz staje się celem samym w sobie. Czy jednak Elena, ta przyzwoita kobieta z początku filmu, naprawdę będzie szczęśliwa? Czy da radę dalej z brzemieniem winy? Jej wyrzuty sumienia będą wyrzutami sumienia nowego świata, który łatwo pozwala sobie na usprawiedliwianie nieprawości i niegodziwości.

 

Reklama
Reklama

To jeden z najważniejszych filmów, jakie ostatnio powstały w tej części Europy. Utrzymany w szarej tonacji, z pozoru nieatrakcyjny, a trudno po jego obejrzeniu spokojnie zasnąć.

Zobacz fotosy z filmu

Pozostało jeszcze 96% artykułu
Reklama
Film
Żubr świadkiem krwawych wydarzeń. Finał Festiwalu Filmu i Sztuki BNP Paribas Dwa Brzegi
Film
Nie żyje reżyser Jerzy Sztwiertnia
Film
„To był tylko przypadek”: Co się dzieje, gdy do władzy wracają przestępcy
Patronat Rzeczpospolitej
Złota Palma z Cannes, Marcin Dorociński i „Papusza”. Weekend otwarcia 19. BNP Paribas Dwa Brzegi zapowiada się wyśmienicie
Film
Gwiazda seriali „Sex Education” i „Biały lotos” Aimee Lou Wood kręci film w Polsce
Materiał Promocyjny
Nie tylko okna. VELUX Polska inwestuje w ludzi, wspólnotę i przyszłość
Reklama
Reklama