Terrorysta z ładunkiem wybuchowym na pokładzie samolotu to od czasów „Portu lotniczego" (1969) częsty motyw fabularny kina sensacyjnego. Osią dramaturgiczną tego typu widowisk jest motyw zagrożenia: grono bezbronnych pasażerów wysoko ponad powierzchnią ziemi biernie oczekujących, co przyniesie im los. Cztery dekady temu przed katastrofą ratowała ich zimna krew i umiejętności pilotów, ale w równym stopniu także niewiarygodna technicznie doskonałość samolotu.
Choć zdarzały się już wówczas porwania samolotów, to prawdziwi terroryści mogli się od hollywoodzkich scenarzystów wiele nauczyć. Ich pomysłowość ograniczały – do czasu – jedynie budżety przeznaczone na realizację i możliwości techniczne. Postępująca błyskawicznie komputeryzacja procesów powstawania efektów specjalnych sprawiła, że i te ograniczenia przestały istnieć.
Scenarzyści popuszczali więc jeszcze intensywniej wodze fantazji. Aż do 11 września 2001 r. Realne ataki arabskich terrorystów przy użyciu samolotów, tysiące ofiar... O tym społeczeństwo amerykańskie, a więc potencjalni widzowie, wciąż pamięta. Producenci, bojąc się bojkotu, sprawili, że sensacyjne kino z akcją zlokalizowaną na pokładzie samolotu znacznie złagodniało, stało się bliższe życiu. Z najbardziej dramatycznych sytuacji znajdzie się wyjście. Zawsze jest ktoś, kto czuwa nad bezpieczeństwem pasażerów i nie dopuści, by doszło do tragedii.
To przypadek thrillera „Non Stop", którego akcja rozgrywająca się na pokładzie samolotu lecącego z Nowego Jorku do Londynu, 13 tysięcy metrów nad Atlantykiem, pośrednio nawiązuje do wydarzeń z 2001 r. Nad bezpieczeństwem pasażerów czuwa agent federalny Bill Marks, mężczyzna zmęczony życiem, skonfliktowany z przełożonymi, bojący się latać, traktujący swoją pracę jako zło konieczne. Chwilę po starcie na jego zastrzeżony telefon przychodzi SMS z żądaniem 150 milionów dolarów okupu.
W przypadku odmowy co 20 minut będzie zabijany kolejny pasażer. Jak rozwinie się akcja, trzeba zobaczyć samemu. A naprawdę warto. Trzech scenarzystów (John W. Richardson, Chris Roach, Ryan Engle) twórczo wykorzystało klasyczne schematy gatunku, raz po raz zaskakując widza, kierując podejrzenia na coraz to nowe osoby, aby za chwilę wszystko odkręcić.