Zaczyna się jak obyczajówka. Brodaty mężczyzna bierze prysznic, kamera pokazuje typowy dom amerykańskiej klasy średniej. Gdy jednak na podjeździe zatrzymuje się samochód, z którego wysypuje się duża rodzina, nagi facet w panice ucieka przez okno. Był tu intruzem. Reżyser Jeremy Saulnier szybko go widzom przedstawia.
Dwight Evans żyje na plaży w zdezelowanym niebieskim samochodzie, szuka jedzenia w śmietnikach, czasem ukradnie w sklepie ubranie. Co mu się w życiu przydarzyło - nie wiemy, ale mamy przed sobą człowieka bez żadnych planów na przyszłość i ambicji. Aż do czasu, gdy dowiaduje się, że wyszedł z więzienia ktoś, z kim ma stare porachunki.
Widz odkryje, co zdarzyło się Dwightowi w przeszłości, a film zamieni się w krwawą opowieść o odwecie, w której nietypowym, bo bardzo zwyczajnym mścicielem jest nieznany, a świetny aktor Macon Blair.
Saulnier i Blair byli zwariowani na punkcie ruchomych obrazów od wczesnej młodości. I już wtedy wiedzieli, że bawi ich kino gatunkowe. W 1998 roku nakręcili razem etiudkę „Goldfarb" o szkolnych zabijakach, którzy zostali wynajęci do walki z zombie. W 2007 roku zrobili „Murder Party", gdzie akcja toczyła się podczas zabawy w czasie Halloween. Ale tak naprawdę obu im nie szło. Saulnier skończył prestiżową, nowojorską Tisch School of Arts, ale producenci nie czekali na niego z otwartymi ramionami.