Camerimage to festiwal poświęcony autorom zdjęć filmowych. Tutaj ci skromni ludzie, ukryci zazwyczaj za kamerą, stają się gwiazdami. Tutaj właśnie ich się nagradza i mówi o ich sztuce. Nic dziwnego, że kochają tę imprezę. 21 lat temu z całego świata zjechali do Torunia, potem towarzyszyli festiwalowi w Łodzi, a od kilku lat stawiają się w Bydgoszczy. Spotykają się, dyskutują o problemach swojego zawodu, prowadzą warsztaty dla studentów. A przede wszystkim pokazują swoje filmy. „Swoje", bo tu mówi się o genialnych zdjęciach Claudio Mirandy do „Życia Pi", tu docenia się szare obrazy Dicka Pope'a z „Very Drake" i mistrzostwo Janusza Kamińskiego w „Motylu i skafandrze".
Ale zwykle nie ma dobrych zdjęć w złych filmach. Marek Żydowicz, pomysłodawca i dyrektor festiwalu, zawsze podkreśla, że jego impreza promuje dobre kino. Zestawu konkursowego nie powstydziłby się niejeden światowy przegląd. W tym roku o Złote Żaby walczą m.in. operatorzy filmów: „Birdman" Inarritu, „Lewiatan" Zwiagincewa, „Mr Turner" Leigha czy „Coming Home" Yimou.
Camerimage honoruje też reżyserów, którzy mają szczególną wrażliwość wizualną i potrafią współpracować z operatorami. Nagrody odbiorą bardzo interesujący twórcy – Brytyjczyk Stephen Daldry i Amerykanin Philip Kaufman.
Daldry przyszedł do kina z teatru, gdzie zrobił błyskawiczną karierę: jeszcze przed trzydziestką został dyrektorem artystycznym londyńskiego Gate Theatre, a potem Royal Court Theatre. W kinie też poszło mu jak po maśle. Jest jedynym reżyserem w historii kina, który dostał nominacje do Oscara za trzy swoje pierwsze fabuły. Ale jakie to były tytuły! „Billy Elliot" o chłopcu, który wbrew całemu światu chce tańczyć w balecie, „Godziny" o Virginii Woolf z rewelacyjną Nicole Kidman i „Lektor" próbujący zrozumieć traumę ludzi obarczonych poczuciem winy za zbrodnie II wojny światowej.
O innej traumie – współczesnej, wywołanej atakiem terrorystycznym z 11 września – opowiedział w „Strasznie głośno, niesamowicie blisko". A w Bydgoszczy pokaże „Śmiecia". Jego droga artystyczna jest pełna sukcesów, ale Daldry zachowuje dystans. Kiedyś wręcz powiedział mi: