Majdan Siergieja Łoźnicy - recenzja filmu

Film Siergieja Łoźnicy to ważny dokument o ukraińskim zrywie. Na ekranach od piątku - pisze Barbara Hollender.

Aktualizacja: 19.11.2014 19:11 Publikacja: 19.11.2014 18:35

Majdan Siergieja Łoźnicy - recenzja filmu

Foto: against gravity

- Ten film jest o nadziei? Cieszę się, że pani tak mówi – uśmiecha się do mnie Siergiej Łoźnica. – W rosyjskich recenzjach czytam, że to pogrzeb Majdanu.

Jego „Majdan" to ponaddwugodzinny dokument o czasie rewolucji ukraińskiej. Nie ma w nim żadnego komentarza, przemówień polityków ani natrętnej symboliki. Jest statyczna kamera, która obserwuje kijowski plac. Długo, nieruchomo. Łoźnica raz stawia ją na zapleczu, raz w centrum, niedaleko sceny. Obserwuje ludzi. „Majdan" nie ma też indywidualnego bohatera, przemówień, prób zagarniania dla swoich celów tragedii. Są ludzie, którzy zaczynają czuć się wolni. Za tę wolność gotowi są zapłacić wysoką cenę.

Spojrzenie z dystansu

– Świadomie zrezygnowałem z opowieści o pojedynczych osobach – tłumaczy mi reżyser. – Próbowałem pokazać los narodu. Mogłem rejestrować wszystko. Nikt mi w niczym nie przeszkadzał, nikt mnie znikąd nie wyrzucał. Milicja niewiele miała na Majdanie do powiedzenia, a uczestnicy wiecu na początku fantastycznie reagowali na widok kamery. Chcieli, by te obrazy poszły w świat. A potem naszej maleńkiej ekipy w ogóle nie zauważali. Mieli głowy zaprzątnięte czymś zupełnie innym.

„Majdan" to dla Łoźnicy film przełom. Objawienie. Ten wyśmienity reżyser był do tej pory ostrym krytykiem radzieckiej i postradzieckiej mentalności.

Mówi o sobie, że jest produktem dawnego Związku Radzieckiego. Urodził się na Białorusi, wychował w Kijowie, wykształcił w Moskwie, dziś mieszka na stałe w Berlinie. Jego droga do kina też nie była prosta. W 1987 roku skończył wydział matematyki na politechnice.

– Moi rodzice byli specjalistami od budowy samolotów – mówi. – Te studia to był łatwy wybór. Gdybym na nie nie poszedł, zabraliby mnie do wojska i wysłali do Afganistanu. Potem pracowałem w Instytucie Cybernetyki, miałem spokojne życie i nieźle płatną pracę. Ale poczułem, że to wszystko mnie nie interesuje. Jako dojrzały facet zacząłem wszystko od nowa. Praktycznie od zera.

Miał 27 lat, gdy w 1991 roku zdał na reżyserię w moskiewskim WGiK. Kręcił dokumenty. Niektóre stały się głośne, zdobyły wiele nagród na międzynarodowych festiwalach. W uhonorowanej krakowskim Złotym Smokiem „Blokadzie" pod archiwalne materiały z oblężenia Leningradu podłożył ścieżkę dźwiękową z odgłosów składających się na codzienne życie miasta. W „Rewii" pokazywał Związek Radziecki z perspektywy kołchozu, w „Artelu", „Fabryce" czy „Portrecie" tworzył sugestywne obrazy Rosji, posługując się samymi zdjęciami, uciekając od jakichkolwiek komentarzy.

Także w filmach fabularnych patrzył na Rosję z dystansu, kreśląc może przerysowany, ale bardzo sugestywny obraz kraju, w którym upadły wszelkie wartości. We wstrząsającym filmie „Szczęście ty moje" kierowca ciężarówki, gubiąc się na wiejskim szlaku, pytał: „Dokąd prowadzi ta droga?". „Donikąd" – usłyszał odpowiedź.

Łoźnica pokazywał ludzi pozbawionych perspektyw i nadziei. Solidarność była dla nich pojęciem nieznanym, podobnie jak wspólnota. Każdy miał to, co dla siebie wydrapał. Życie człowieka nie miało żadnej wartości. W każdej chwili można było zabić. Dla kilku rubli, worka mąki. Albo bez powodu, żeby wyładować agresję.

W innym filmie, „We mgle", Łoźnica wrócił do II wojny światowej. To historia wieśniaka, który niesłusznie został posądzony o kolaborację z Niemcami. Dramat człowieka, który musi przegrać, bo wie, że nigdy nie oczyści się z podejrzeń i niesłusznych zarzutów.

– Chciałem oddać samotność człowieka, który nie jest w stanie pokonać nieufności swojego otoczenia – tłumaczy reżyser.

W tym filmie w przejmujący sposób opowiedział o wyborze pomiędzy godnością a przetrwaniem. Bohater przegrał, ale w widzu pozostała wiara w człowieczeństwo. Dokumentalny „Majdan" jest kolejnym krokiem Łoźnicy ku nadziei.

Artysta w tłumie

Co w tym dokumencie szokuje? Chyba najbardziej to, że Łoźnica niemal nie reżyseruje. Stawia kamerę i patrzy. I zamyka w swoich obrazach istotę wielkiego dziejowego zrywu.

– Jak się pan poczuł, gdy znalazł się pan wśród tłumu na Majdanie? – pytam.

– Jak w domu – odpowiada Łoźnica bez namysłu. – Atmosfera była absolutnie niezwykła. Po raz pierwszy widziałem ludzi tak szczęśliwych. Ukraina była pod władzą radziecką blisko pół wieku. W tym czasie wyrosły dwa pokolenia o sowieckiej mentalności. Potrzeba było 20 lat od momentu zmian politycznych, żeby Ukraińcy zaczęli inaczej myśleć, nabrali odwagi i powstali z kolan. A jak już to zrobili, gotowi byli dla nowo zdobytej wolności i godności wiele poświęcić.

W jego dokumencie kijowski wiec zaczyna się jak wielki, radosny festyn. Ludzie, którzy protestują, poczuli w sobie siłę, śmieją się i gadają. Powiewają niebiesko-żółte flagi, ktoś czyta ze sceny swoje wiersze o wolności, śpiewa dziecięcy zespół, gra muzyka. Potem atmosfera gęstnieje. Pojawiają się milicjanci z tarczami, w maskach przeciwgazowych, lecą kamienie, nad Majdanem unoszą się płomienie i kłęby dymu, słychać wystrzały, ktoś z megafonu krzyczy: „W hotelu Ukraina jest niezidentyfikowany snajper".

Końcówka to już pogrzeby, znicze, kwiaty i cisza, w której rozbrzmiewa pieśń „Chwała Ukrainie". Tłum skanduje: „Bohaterowie nie umierają", a męski głos wymienia przez megafon kolejne nazwiska. I jeszcze to: „Miał czworo dzieci", „Miał trzyletnią córeczkę. Jej matka niedawno umarła, dziecko zostało sierotą".

Kiedy pytam Łoźnicę o cenę tego zrywu, odpowiada:

– Była bardzo wysoka. Ale myślę, że już nigdy nic nie będzie takie same. Ludzie nie zapomną tych, co zginęli, i własnego poczucia wolności. A politycy też dostali lekcję. Zrozumieli, że z narodem ukraińskim trzeba się liczyć, że jest w nim wystarczająco dużo ludzi, którzy nie boją się powiedzieć „nie" i znają swoją siłę. Że „bohaterowie nie umierają" i Ukrainy nie da się stłamsić.

Film
Rekomendacje filmowe: Wchodzenie w życie nigdy nie jest łatwe
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
Europejskie Nagrody Filmowe: „Emilia Perez” bierze wszystko