Wczorajsze notowania przyniosły spadek na GPW. Ponieważ WIG20 ponownie oddala się od swojego rekordowego poziomu, czyli okolic 3900 pkt, należy sobie zadać pytanie, czy ten niezdobyty szczyt nie stanowi przypadkiem zbyt silnej bariery dla inwestorów. Wszystko, co najlepsze mogło się wydarzyć na świecie i w kraju, już się wydarzyło. Strach przed załamaniem światowego rynku pieniężnego przeminął (co nie znaczy, że nie może wrócić), amerykański bank centralny obniżył stopy procentowe, indeksy giełd amerykańskich wyznaczyły nowe rekordy, rynki wschodzące w Azji i Ameryce Południowej zyskały po 50 proc. przez ostatnie dwa miesiące, złoty umocnił się do rekordowych poziomów, a hołubiona przez inwestorów Platforma Obywatelska wygrała wybory. Hossa na GPW jednak nie ma kontynuacji. Skoro zatem w sprzyjających warunkach hossa nie posunęła się do przodu, czy będą na to szanse, kiedy świat znajdzie się w gorszej kondycji? Rozum podpowiada, że skoro akcje z WIG20 nie mogą poprawić swoich rekordów, to należy je sprzedać, dopóki są jeszcze tak drogie. Sprzedane akcje łatwiej odkupić nieco drożej (gdyby rekordy faktycznie miały paść za kilka dni, a droga ku kontynuacji hossy stanęła otworem), niż kupione drogo (teraz) akcje sprzedać za kilka tygodni, kiedy nadzieja może się zamienić w rozczarowanie.