Dziś przez warszawski parkiet przetoczyła się kolejna fala wyprzedaży małych i średnich spółek. Notowania mWIG40 i sWIG80 spadły odpowiednio o 5,7 proc. i 4,8 proc. Mimo tak znacznej przeceny (42 spółki zanotowały dwucyfrowy spadek) chętnych do zakupów nie było, a to nie wróży najlepiej na przyszłość.
Ale inwestorzy pozbywali się także akcji największych firm. W efekcie WIG20 stracił 1,75 proc. i pierwszy raz od dwóch miesięcy znalazł się poniżej 3,5 tys. pkt. Obroty na całym rynku wzrosły do prawie 2 mld zł, co też pokazuje obecny stan ducha inwestorów. Wszystko to odbyło się w czasie, gdy właściwie wszystkie karty zostały odkryte. Sezon publikacji wyników (wcale nie najgorszych) właśnie się skończył. I jeśli to nie było impulsem do wzrostu, to naprawdę trudno będzie znaleźć inny.
Najbardziej (o 36 proc.) potaniały dziś akcje Toory. Biorąc pod uwagę komunikat o ogłoszeniu upadłości spółki, jaki pojawił się już po sesji, trudno oprzeć się wrażeniu, że ktoś był lepiej poinformowany, ale to już zadanie dla odpowiednich organów.
Na alternatywnym rynku NewConnect zadebiutowała 16. już spółka, Telestrada. Na zamknięciu za prawa do akcji płacono 4,9 zł, o 18,3 proc. powyżej ceny emisyjnej.
Wyprzedaż akcji nie ominęła też innych giełd Europy, które w ciągu dnia traciły po ponad 1 proc. (niemiecki DAX nawet o 2 proc.). W ten sposób inwestorzy zareagowali na wzrost inflacji w strefie euro do poziomu nienotowanego od dwóch lat. To może zmusić EBC do podwyżki stóp procentowych, co nie służy akcjom.