Pieniądze są w bankach – mawiał Andrzej Lepper, kiedy pytano go, w jaki sposób zamierza sfinansować swoje, zawsze szalone pomysły. W zasadzie miał rację. Na szczęście nie wiedział najgorszego: banki nie tylko mają pieniądze, ale wręcz je produkują. Co więcej, produkują je z niczego.A wszystko zaczyna się w chwili, kiedy klient, powiedzmy pan Kowalski, deponuje w banku pewną kwotę, załóżmy 100 zł. Kto w takiej sytuacji ma owe 100 zł? Kowalski czy bank? A może i Kowalski, i bank? Ale to oznaczałoby przecież, że ze 100 zł w tajemniczy sposób zrobiło się 200 zł.
Sytuacja jest dwuznaczna. Podobnie jak wtedy, kiedy w zatłoczonym autobusie włożymy komuś palec – powiedzmy – w oko. (My mamy palec w oku i ów ktoś ma palec w oku). Dwuznaczność wynika z różnych znaczeń słowa „ma”.
100 zł ma (w znaczeniu – jest właścicielem) i Kowalski, i bank. Ten ostatni zresztą nie tylko pieniądze przechowuje, ale faktycznie nimi dysponuje. Z doświadczenia wie, że nie jest możliwe, aby wszyscy klienci, którzy zdeponowali pieniądze, przyszli odebrać je w tym samym czasie. Wystarczy zatem, że z powierzonych lokat wydzieli rezerwę, która pozwoli mu obsłużyć osoby chcące wycofać pieniądze, natomiast resztą środków może obracać tak samo jak kapitałem własnym.
Obracanie środkami najczęściej polega na pożyczaniu ich innym klientom (powiedzmy, że jest wśród nich pan Malinowski). Z chwilą udzielenia kredytu następuje faktyczna kreacja dodatkowego pieniądza. Czy nazwiemy to tworzeniem pieniądza z niczego, czy działaniem mnożnika kreacji pieniądza, jest wyłącznie kwestią przyjętej terminologii.
Jednakże zdanie: banki produkują pieniądze, nie do końca jest prawdziwe. Bank nie wyprodukuje ani jednej dodatkowej złotówki, jeżeli nie będzie owego pana Malinowskiego, który chce wziąć kredyt. Można zatem twierdzić, że to on swoją decyzją wyprodukował dodatkowe pieniądze.