Dopiero dziś warszawska Giełda Papierów Wartościowych podejmie uchwałę w sprawie budzącej kontrowersje „Listy alertów”. Uchwała zmieniająca kształt listy ryzykownych spółek miała zapaść najpóźniej w poniedziałek. Tak się jednak nie stało, gdyż Komisja Nadzoru Finansowego pod koniec ubiegłego tygodnia przesłała do GPW pismo, w którym wystąpiła w obronie części emitentów. – Idea powstania „Listy alertów” jest dobra. Ale szczegółowe rozwiązania budzą wątpliwości KNF, bo nie są ani systemowe, ani przejrzyste – mówi „Rz” Artur K. Kluczny, zastępca przewodniczącego Komisji.
40 spółek według GPW było zagrożonych wykluczeniem z systemu notowań ciągłych
W ocenie KNF kryteria wpisu spółek na „Listę alertów” umożliwiają np. sytuację, w której emitent zostanie zaskoczony wpisem, a dodatkowo wpis ten ma charakter sankcyjny. – Zakwalifikowanie spółki do wspomnianej listy może nieść ujemne konsekwencje w postrzeganiu jej w obrocie giełdowym, co w efekcie wpływa na wycenę akcji i pociąga za sobą trudności z pozyskaniem kapitału – dodaje Kluczny.
Z informacji „Rz” wynika, że giełda częściowo ugięła się pod naciskami komisji i w nowej uchwale nie stworzy strefy niskiej płynności i strefy wspierania płynności dla spółek, których dzienne obroty średnio nie będą przekraczały 50 tys. zł.
Według zapowiedzi GPW obecnie do strefy niskiej płynności zakwalifikowanych mogło być 40 spółek, a znalezienie się w tym segmencie rynku skutkowałoby automatycznie przeniesieniem z notowań ciągłych do jednolitych. Aby do tego nie doszło, spółki mogłyby podpisywać umowę z animatorem rynku, który będzie dbał o poprawę płynności akcji, wydzielenie działu relacji inwestorskich na stronie internetowej oraz aktywne informowanie inwestorów o wydarzeniach w spółce.