Niewykluczone, że administracja amerykańska zdecyduje się na przejęcie od 40 do nieco poniżej 50 procent Citigroup, największej grupy bankowej na świecie. Inna opcja to objęcie “tylko” 25 proc akcji.
Byłoby to następstwem wsparcia finansowego dla tego banku w wysokości 45 mld dol. i 300 mld dol. w gwarancjach, co dało państwu znaczący pakiet akcji uprzywilejowanych. Wczoraj przedstawiciele Departamentu Skarbu odmawiali komentarzy. Nieoficjalnie potwierdzili, że rozważają takie posunięcie, które ma wzmocnić kapitałowo Citi. Rzecznik Departamentu Skarbu Andrew Williams przyznał, że taka opcja będzie możliwa jedynie w wypadku, gdy sam bank wyjdzie z takim wnioskiem, a regulatorzy rynku uznają, iż pomoże to w ustabilizowaniu pozycji Citi i sytuacji na rynku finansowym. Z kolei Biały Dom zapewnił, że “nadal wierzy, iż prywatny sektor bankowy jest najlepszym rozwiązaniem”, w oświadczeniu Departamentu Skarbu czytamy zaś o dążeniu do zachowania prywatnej własności i zarządzania.
Zmiana państwowego pakietu w Citi na akcje zwykłe nie byłaby obciążeniem podatników, ale zmniejszeniem udziałów obecnych akcjonariuszy – komentuje projekt “The New York Times”. Zdaniem gazety może to być model do ratowania pozostałych banków. Sailesh Jha, ekonomista Barclays, uważa, że amerykańskie władze próbują powstrzymać rozlewanie się amerykańskich kłopotów na resztę świata. Temu samemu ma służyć podwojenie funduszy MFW, które postulowali w niedzielę przywódcy strefy euro. Zdaniem Jha interwencje podobne do przygotowywanej w USA mogą zostać przeprowadzone również w Europie. Dla rynków to uspokajająca wiadomość.
Nie jest wykluczone, że za trzecie z kolei wsparcie rządu dla Citi prezes Vikram Pandit będzie musiał zapłacić swoją posadą. Mówiono o tym już w listopadzie ubiegłego roku, rozważano taką opcję, ale zrezygnowano z niej, ponieważ akurat na rynku nie było odpowiedniego kandydata.
Dla amerykańskiego podatnika ważne jest przede wszystkim to, że nie będą musieli po raz kolejny dokładać się do ratowania banków. Wiele kontrowersji w USA wzbudził sposób, w jaki wydano pieniądze rozdawane bankom z poprzedniego pakietu pomocowego, kiedy to banki nawet nie chciały ujawnić, na co przeznaczyły państwowe pieniądze. Tym bardziej że pakiet był zatwierdzany pod taką presją czasu, że najzwyczajniej nie pomyślano o tym, aby do pieniędzy dołączyć jakieś warunki, sądząc, że banki wykorzystają je na wznowienie akcji kredytowej. Tak się nie stało. Mark Thain, prezes Merrill Lynch, tuż przed przejęciem jego banku przez Bank of America (BoA), zdążył wydać 1,2 mln dol. na odnowienie gabinetu. BoA z kolei za 7 mld dol. kupił bank w Chinach, który nie miał żadnych kontaktów z USA. Za pieniądze z pakietu wykupił również Merrill Lynch. Aż 10 mln poszło na opłacenie przez BoA lobbystów, których zadaniem było ograniczenie działalności związków zawodowych. W tym czasie banki drastycznie podwyższyły oprocentowanie długu na kartach płatniczych i ograniczyły akcję kredytową, zamykając dostęp do środków dla małego biznesu. – Część pożyczyliśmy, części nie pożyczyliśmy i nie będziemy się z tego tłumaczyć publicznie – powiedział rzecznik JP Morgan Chase pytany, na co przeznaczono 25 mld dol. Niektóre z banków przyznały, że nie wiedzą, gdzie są państwowe miliardy. Główna część państwowej pomocy poszła jednak na wykupienie udziałów w bankach.