[b]„Rz” odpowiada na pytania czytelników [mail=sposobnakryzys@rp.pl]sposobnakryzys@rp.pl[/mail][/b]
Polisy zapewniające ochronę w razie utraty pracy do niedawna wydawały się zbędnym wydatkiem. Dziś wiele osób, które zadłużyły się na mieszkanie lub dom, ocenia je inaczej. Wiele kredytów hipotecznych zaciągano na granicy zdolności kredytowej; pensja w zasadzie wystarczała tylko na spłatę raty i podstawowe codzienne wydatki. Utrata pracy może sprawić, że osoba niemająca oszczędności nie poradzi sobie z dalszą obsługą kredytu. Wtedy spłatę rat może przejściowo wziąć na siebie ubezpieczyciel.
Potoczna nazwa produktu: ubezpieczenie od utraty pracy może sugerować, że świadczenie automatycznie należy się każdemu kredytobiorcy, który w okresie spłaty kredytu hipotecznego straci pracę. Takie podejście jest niestety nadmiernie optymistyczne. Warto jednak podkreślić, że towarzystwa nie pozostawiły sobie wiele miejsca na uznaniowe podejmowanie decyzji.
To, czy klient otrzyma odszkodowanie, zależy przede wszystkim od spełnienia przez niego obiektywnego kryterium, jakim jest uzyskanie statusu bezrobotnego z prawem do zasiłku. Jeżeli polisa przewiduje wypłatę świadczeń przez rok, a bezrobotny mieszka na obszarze, na którym zgodnie z prawem zasiłek przysługuje mu tylko przez sześć miesięcy, w drugim półroczu wystarczy utrzymanie statusu zarejestrowanego bezrobotnego .
Inne warunki zależą od tego, z jakim ubezpieczycielem współpracuje bank, który udzielił nam kredytu. Jednak określone w ogólnych warunkach ubezpieczeń (OWU) wyłączenia odpowiedzialności towarzystw mieszczą się w granicach rozsądku.