Zawsze jest coś za coś – zwiedzamy świat, ale godzimy się na pewne niewygody.
[b]Bilet samolotowy, inne środki transportu, wizy, wyżywienie, noclegi, wynajmowanie przewodników – to wszystko jednak sporo kosztuje. [/b]
To prawda. Koszt podróżowania zależy zresztą od regionu, do którego jedziemy, i od standardu, jaki wybierzemy. Najtańsza dla podróżnika jest Azja południowo-wschodnia, gdzie można przetrwać już za 15 dolarów dziennie, najdroższa – francuska Polinezja, w której nawet bardzo oszczędny podróżnik musi wydać pięć razy więcej. To luksusowy kraj dla luksusowych gości, nie dla niskobudżetowych turystów.
W podróżach do odległych krajów najwięcej wydaję na przeloty. Na szczęście te kwoty w ostatnich latach zmalały wraz z pojawieniem się tanich przewoźników, konkurencji i ofert last minute. Nigdy nie korzystam z pomocy sponsorów. Jestem przykładem, że zwykły człowiek pracujący na etacie, gdy bardzo chce, może polecieć dookoła świata, wspiąć się na legendarne góry czy popłynąć na rajskie wyspy.
[b]Był pan już w 235 państwach świata. [/b]
Dawne belgijskie Kongo, do którego dotarłem w ostatniej podróży, było ostatnim państwem, którego nie znałem. Stałem się zatem być może jedynym Polakiem, który odwiedził wszystkie państwa świata.
Ale nie oznacza to, że nie mam już dokąd podróżować. Moje wojaże to raczej podróżowanie do ciekawych miejsc niż zaliczanie krajów. Każde nieznane mi państwo było fascynującym miejscem do odkrycia, ale są kraje tak duże, że nie sposób poznać ich podczas jednej podróży. W Chinach byłem już czterokrotnie, ale chcę tam wrócić, by przejechać Tybet ze wschodu na zachód i przebyć z karawaną pustynię Takla Makan. Kuszą mnie wielkie obszary Syberii i wyspy francuskiej Antarktyki. Marzy mi się też rejs wokół Ameryki Północnej – przez Wielkie Przejście Północno-Zachodnie.
[ramka][srodtytul]Podróżnik od zawsze [/srodtytul]
Wojciech Dąbrowski od 41 lat przemierza świat z plecakiem. Na własną rękę, z pasji i wewnętrznej potrzeby. Bez telewizyjnych kamer i rozgłosu. – Pierwszy raz za granicę wyjechałem, mając 14 lat w 1961 r. do Czechosłowacji. Pierwszą podróż na Zachód odbyłem statkiem PLO do Francji, skąd wróciłem pociągami przez Szwajcarię i Austrię – wspomina.
Do tej pory odbył dziesiątki podróży w różne części świata. W ostatnich latach najchętniej wypuszcza się w wojaże dookoła świata. Ma ich już na koncie osiem. W ten sposób stosunkowo najtaniej dociera do zakątków wcześniej niewidzianych. W sumie odwiedził już 235 państw.
Z zawodu jest inżynierem telekomunikacji. Mieszka w Gdańsku. Trzydzieści jeden lat pracował w instytucji Polska Poczta, Telegraf i Telefon (potem TP SA), ale kilka lat temu został zwolniony. Od tej pory utrzymuje się z pisania, odczytów i czasem ze sprzedaży zdjęć z podróży. Ostatnio wydał książkę „Na siedem kontynentów”. Żyje skromnie, a każdą złotówkę odkłada na kolejne wyprawy. Prowadzi stronę internetową (www.kontynenty.net), na której dzieli się doświadczeniami z młodszymi podróżnikami.
Wspomina: – Gdy w 1976 roku pierwszy raz wyruszałem do Afryki równikowej ponad miesiąc z biciem serca czekałem, czy milicja wyda mi paszport, dewizy kupowałem na czarnym rynku i przemycałem przez granicę. Ambasada Kenii w Moskwie odmówiła mi wizy, a gdy z wizą uzyskaną w Tanzanii zjawiłem się na granicy, zawrócono mnie.
Nie było znakomitych przewodników serii Lonely Planet, a moja cała wiedza o wspinaczce na Kilimandżaro brała się z jakiegoś artykułu w „Przekroju”. Dzisiejsi podróżnicy mają paszport w biurku, dewizy na koncie, kenijską wizę dostają na lotnisku, a wielu innych nie potrzebują wcale. Półki w księgarniach zastawione są przewodnikami i, co najważniejsze, jest Internet – niewiarygodne wręcz źródło informacji.
[/ramka]