[b]Rz: W ostatnich dniach odbyła się aukcja antykwariatu Lamus ([link=http://www.lamus.pl]www.lamus.pl[/link]), kolejna w tym roku aukcja na rynku bibliofilskim. Jak wytłumaczyć fenomen, że od czasu gdy ujawniono kryzys gospodarczy, rynek starej książki się umacnia?[/b]
Andrzej Osełko: Wyniki tegorocznych aukcji bibliofilskich oraz np. z końca ubiegłego roku dowodzą, że kryzys w żaden negatywny sposób nie wpływa na przebieg licytacji. Może tylko w mniejszym stopniu budziły zainteresowanie piękne oprawy francuskie. Na pewno powodem wysokiego popytu jest fakt, że książki są istotnie tańsze niż obrazy. Poza tym bibliofile to kolekcjonerzy o wyjątkowej pasji, którzy zwykle podporządkowują jej całe życie i kupują nieraz nawet kosztem ogromnych wyrzeczeń.
Przede wszystkim jednak bibliofilstwo wytwarza nawyk kupowania, zwłaszcza kompletowania brakujących pozycji. Ten nawyk to rodzaj narkotyku! Tego nie ma w kolekcjonowaniu obrazów, gdzie każdy obraz stanowi autonomiczne dzieło.
W bibliofilstwie jest tak, że jeśli ktoś przypadkiem kupił np. pierwsze wydanie Wyspiańskiego, to zwykle zadaje sobie pytanie: dlaczego nie mam wszystkich pierwszych wydań tego autora? I zaczyna na nie polować. W przypadku bibliofilstwa kolekcjonerów motywuje chęć tworzenia pewnych całości. Gdy ktoś zbiera wszystkie druki i dokumenty dotyczące np. powstania styczniowego, to jest to pasja dożywotnia, bo zawsze czegoś szuka i przypadkiem może trafić na coś nieznanego z tej dziedziny. Jeśli ktoś kompletuje 20-tomową encyklopedię, to gdy od lat szukał jednego brakującego tomu, kupi go nawet w kryzysie gospodarczym.
[b]Książki coraz chętniej kupują kolekcjonerzy obrazów.[/b]