[b]A na boisku? Koeman, strzelec gola w finale na Wembley, który dał wam Puchar Europy? [/b]
Nie, tam raczej była grupa liderów. Zubizarreta to nie tylko świetny bramkarz, ale i człowiek. Poważny, pracowity. Najstarszy z nas Ramon Alexanco był moim przewodnikiem, gdy przyszedłem do Barcelony. Koeman miał wszystkie cechy lidera, Stoiczkow dawał drużynie agresywność, Romario był geniuszem. Laudrup drugim geniuszem. Role były rozdzielone. Ty Bakero biegasz, Romario daje iskrę natchnienia, Zubizarreta daje spokój. Tam była prawdziwa równowaga jakości i osobowości. Ci którzy rządzili w szatni, byli też najlepsi na boisku.
[b]Który Dream Team był lepszy? Wasz, czy obecny prowadzony przez Guardiolę? [/b]
My w swoich czasach mieliśmy pewne sukcesy. Nawet fuże. Ale ten zespół ma sukcesy zwalające z nóg. Biją wszelkie rekordy, zgarniają tytuły. Ale żeby porównać, która drużyna była lepsza, trzeba by mieć wehikuł czasu, przenieść ich w naszą epokę, i odwrotnie. To co jest dziś w Barcelonie najcenniejsze, to że klub ten okres pokoju i pomyślności wykorzystuje, żeby się bogacić. Możliwości finansowe dzisiejszej Barcelony i tej w której ja grałem dzielą lata świetlne.
[b] W zarabianiu na futbolu jeszcze lepszy jest Real Florentino Pereza. Nowa konstelacja gwiazd zbudowana przez Pereza robi na panu wrażenie? [/b]
Problem Realu polega na tym, że nie może być tak, by sprawy jednocześnie szły dobrze w Madrycie i Barcelonie. Jak Barca ma się świetnie, to Real musi mieć się źle. A w Barcelonie było ostatnio tak dobrze, że kto by nie został prezydentem Realu, czekałaby go ostra wspinaczka. Perez ściągnął wielkich piłkarzy po to, by odciągnąć uwagę od wroga. I udało się, transferami Kaki i Cristiano Ronaldo żył cały świat. Ale czy w ten sposób zbudował drużynę, która ma wewnętrzną równowagę, to już zupełnie inna sprawa.
[b] Mówi pan o cyklach w futbolu. Trener Bakero się z tymi cyklami rozmijał. Kiedy dostawał pan szansę uczenia się zawodu w Barcelonie, trwał akurat jeden z najgorszych okresów w ostatniej historii klubu. Potem był pan jeszcze m.in. w zadłużonym i chaotycznie zarządzanym Realu Sociedad, a potem trafił z deszczu pod rynnę: do jeszcze bardziej zadłużonej i jeszcze chaotyczniej zarządzanej Valencii. [/b]
Jako piłkarz byłem dzieckiem szczęścia. Przeżyłem złote lata Realu Sociedad, jeszcze lepsze Barcelony. A jako trener nie zawsze odpowiednio wybierałem. Ale nie mogę tego nazywać brakiem szczęścia, biorę odpowiedzialność za swoje decyzje. Jak się zaczyna w zawodzie, to się bierze na siebie różne zadania, po które trenerskie gwiazdy nawet się nie schylają. A to oznacza ryzyko. Ja zacząłem od utrzymania w drugiej lidze rezerw Malagi. Potem w Realu Sociedad byłem dyrektorem, a trenerem zostałem na dziewięć kolejek przed końcem sezonu. Drużyna była w strefie spadkowej, ja ją uratowałem przed spadkiem. A potem w lecie zmieniło się pół składu i w następnym sezonie zwolniono mnie po siedmiu meczach bez zwycięstwa. Z Valencią zdobyliśmy Puchar Króla, ale przegraliśmy walkę z problemami, wszelkiego rodzaju, jakie trawią ten klub. Nie płaczę, nie mówię o nikim źle. Szukam dalej.
[b]Podczas waszej pracy w Valencii głośno było o problemach w szatni. Z Koemanem odsunęliście od drużyny jej przywódców, Santiago Canizaresa i Davida Albeldę. [/b]
Nie będę mówił po nazwiskach, bo to nieprofesjonalne. Piłkarze przeważnie źle mówią o trenerach, ale ja nie chcę im się odpłacać tym samym. Robiliśmy w Valencii swoje, czyli podejmowaliśmy decyzje. Piłkarze nie rozumieją, że klub nie płaci im pensji za to, że grają, tylko za to że trenują i są do dyspozycji. A kto zagra, to już decyduje trener. Piłkarz ma pracować, a nie wydawać opinie. Problem zaczyna się wtedy, gdy w szatni jest za dużo starszych piłkarzy, i chcą rządzić po swojemu. Nie mówię tylko o Valencii. Jeśli Barcelona będzie przez najbliższe kilka lat trzymała wszystkie swoje obecne gwiazdy, to ją też to dopadnie.
[b]Myśli pan, że piłkarze Polonii naprawdę wiedzą, kto został ich trenerem? Że gdy Andres Iniesta strzelał w maju gola na boisku Chelsea, a hiszpańscy komentatorzy krzyczeli "Kaiserslautern, Kaiserslautern", to było właśnie o panu: o golu strzelonym głową w ostatniej minucie meczu, bez którego Barcelona nie zdobyłaby tego Pucharu Europy w 1992. [/b]
Myślę, że mnie kojarzą. Ale nie o wspominki tu chodzi, tylko żebym ich uczynił lepszymi piłkarzami. Przeszłość jest miła, ale ja żyję przyszłością.