Byłem dzieckiem szczęścia

Jose Mari Bakero, legenda Barcelony i europejskiego futbolu, nowy trener Polonii Warszawa, specjalnie dla "Rz"

Publikacja: 19.11.2009 21:54

Byłem dzieckiem szczęścia

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

[b]"Rz": Koledzy z dawnej Barcelony, z którymi zdobywał pan w 1992 roku Puchar Europy, dzwonili, żeby zapytać o co chodzi z tą pracą w Polonii? [/b]

[b] Jose Mari Bakero:[/b] Wielu z nich tak.

[b]Gratulowali czy nie dowierzali? [/b]

Znają mnie i wiedzą, że skoro się zdecydowałem, to na pewno było warto. Gratulują i życzą mi powodzenia. Mój przyjaciel Christo Stoiczkow trenuje teraz w RPA klub Mamelodi Sundowns. Niech do niego dzwonią, i pytają, po co mu to, jak już trenował reprezentację Bułgarii i miał propozycje z różnych miejsc w Europie.

[b]A co pan powie swoim przyjaciołom o Polsce, jak się teraz spotkacie? [/b]

Że podoba mi się Warszawa. Bywałem już w Polsce, ale w stolicy nie. Nie wiedziałem, że jest taka ładna.

[b]Stary stadion w Koninie, na którym oglądał pan tydzień temu pierwszy mecz Polonii, też się panu podobał? Mamy takich więcej. [/b]

Nie przesadzajmy, nie był taki zły. Kiedy byłem piłkarzem meksykańskiego Veracruz, trenowałem w trawie po kolana. Pojechałem tam zaraz po moim pożegnalnym meczu w Barcelonie, w 1997 roku. I wylądowałem w tej trawie, a na pierwszą zbiórkę każdy z moich nowych kolegów przyszedł w innej koszulce. Co kto miał, to na siebie włożył. Dziesięć dni wcześniej byłem jeszcze piłkarzem Barcelony, odjeżdżając zostawiłem wielkie Camp Nou, piękne boiska treningowe, sto tysięcy widzów, stroje szyte na miarę i kilkanaście zdobytych tytułów. A teraz siedziałem sobie w recepcji hotelu w Cancun, patrzyłem jak ci moi nowi koledzy schodzą po schodach. Patrzyłem, myślałem... To niech pan sobie wyobrazi, co ja bym musiał zobaczyć w Polsce, żeby mnie zszokowało?

[b] Mogło pana na przykład zaskoczyć, że Polonia nie ma własnego ośrodka treningowego i musi wynajmować boiska w różnych miejscach Warszawy. Jest w hiszpańskiej Primera Division jakiś klub, który nie ma swojego centrum sportowego? [/b]

Dziesięć lat temu wiele naszych pierwszoligowych klubów miało gorszą infrastrukturę niż to, co widzę dziś w Polsce. To się zmieniło i w Polsce też się zmieni. Wszyscy mnie pytają, czy wiem, że prezes Polonii Józef Wojciechowski lubi zmieniać trenerów. A nikt nie zapytał czy wiem, że prezes kupuje ziemię pod ośrodek treningowy Polonii, że ma wizję klubu i chce się otoczyć ludźmi, od których się czegoś nauczy. Chciałbym, żeby za parę lat, jak może mnie tu już nie będzie, piłkarze mówili sobie: tego nauczyłem się u Bakero.

[b]Oni mają się od kogo uczyć: od byłego kapitana wielkiej Barcelony, piłkarza który zdobył Puchar Europy, rozegrał prawie pół tysiąca meczów w lidze hiszpańskiej, strzelił grubo ponad 100 goli. Ale co pana tutaj przyciągnęło? [/b]

Kto wie, co mu jest w życiu pisane. A może to właśnie miało być moje przeznaczenie? Praca w wielkim europejskim kraju, do którego należy przyszłość?

[b] W Barcelonie grał pan lub pracował np. z Pepem Guardiolą, Jose Mourinho, Ronaldem Koemanem, Louisem van Gaalem. Oni dziś prowadzą kluby w Lidze Mistrzów, Guardiola wygrał w ostatnim sezonie z Barceloną wszystko co było do wygrania i niedługo go w Katalonii obwołają świętym. A pan trafił właśnie do Polonii Warszawa. Od czego zależy, czy ktoś zrobi karierę jako trener, czy nie? [/b]

Mourinho nie tylko pomagał w Barcelonie trenerowi Bobby'emu Robsonowi, kiedy ja jeszcze tam grałem, ale potem razem byliśmy przez pół roku asystentami van Gaala. Jose to zawsze był bystry chłopak. Typ obserwatora, z intuicją, inteligentny. I bardzo pracowity. Czyli miał wszystko, czego trener potrzebuje, ale musiał jeszcze znaleźć się we właściwym czasie we właściwym miejscu. Jak Guardiola, który jeszcze dwa lata temu był trenerem w trzeciej lidze, a dziś ma komplet tytułów z Barceloną. Każdy ma w życiu swoją ścieżkę, może ja dotychczas nie trafiłem na tę właściwą. Ale nie zadręczam się pytaniami, czy los mnie lubi, czy nie. Uważam się za człowieka szczęśliwego.

[b] Gdy Guardiola był jeszcze waszym kolegą z drużyny, czuliście, że z niego będzie kiedyś wielki trener? [/b]

Co bym nie powiedział, skłamię. Jeśli ktoś mówi, że już wtedy to wiedział, proszę, żeby następnym razem podzielił się tym z nami wcześniej, a nie po fakcie. Oczywiście, Pep był naturalnym kandydatem na trenera, bo to był boiskowy myśliciel, mózg drużyny. Ale nikt się trenerem nie rodzi, do tego trzeba pracy i poświęceń. I tego szczęścia, o którym rozmawialiśmy. Guardiola trafił na początek nowej historii Barcy, nowego cyklu. Zastał grupę piłkarzy, od Victora Valdesa w bramce, przez Gerarda Pique i Carlesa Puyola w obronie, po Xaviego, Andresa Iniestę i Leo Messiego, który uczyli się futbolu w tej samej szkółce Barcelony, są w najlepszym wieku i ciągle głodni triumfów. Guardiola pokazał swoją inteligencję w tym, że postawił właśnie na swoich, wokół nich zbudował ekipę. To nie było oczywiste dla poprzednich trenerów. Gdyby Pep zaczął pracę kilka miesięcy wcześniej, gdy szatnię dzieliły awantury o Ronaldinho, kto wie, jakby to się potoczyło.

[b]Hiszpania została w 2008 mistrzem Europy po 44 latach suszy. Miała wcześniej wielkich piłkarzy, choćby z pokolenia Bakero, ale pan wrócił z niczym z dwóch mundiali i jednego Euro. Dlaczego udało się dopiero drużynie z Euro 2008? [/b]

Niech pan spojrzy na Europę szerzej, jako na pewien projekt: przecież Hiszpania była jednym z ostatnich krajów, który do niej dołączył. Pod każdym względem, piłkarsko też. Włosi, Niemcy, Anglicy - oni wszyscy mieli swój styl od dawna. Hiszpania go nie miała. Nie było etyki pracy, nie inwestowaliśmy w wiedzę piłkarską, szkoliliśmy młodzież bez systemu. Włosi od dawna mają swój ośrodek w Coverciano, Francuzi w Clairefontaine. A Hiszpania późno zaczęła nadrabiać zaległości. Pod koniec lat 80. zaczęliśmy podpatrywać, jak to robią najlepsi. Kraj się zmieniał, wreszcie mieliśmy normalny rząd, demokratyczny. Otworzyliśmy się na świat, pieniądze popłynęły do sportu. I dziś Hiszpania sportem stoi: futbol, kolarstwo, tenis, Formuła 1 - gdzie nie spojrzeć arcymistrzowie. Powstała kultura sportu. I Polska też taką będzie miała, bo ta kultura rośnie razem z państwem i jego rozwojem. Oczywiście, nie na pstryknięcie palcem. Hiszpanii to zabrało lata.

[b]Pan mówi o zacofaniu, ale zdaniem wielu Hiszpania przegrywała ważne turnieje, bo piłkarze z różnych regionów nie dogadywali się ze sobą, a hiszpańska flaga słabo ich jednoczyła. Pan się czuje przede wszystkim Baskiem, Katalończykiem, czy Hiszpanem? [/b]

Długo czułem się Baskiem, ale z czasem to się rozmyło. Moja żona jest z Granady, dzieci urodziły się w Katalonii. A ja jestem obywatelem świata. Kariera prowadziła mnie od San Sebastian do Barcelony, potem przez Meksyk, Malagę, znów San Sebastian, Valencię. Uczyłem się piłki od Hiszpanów, Walijczyków, Holendrów. Świat się bardzo zmienił. 30 lat temu normalne byłoby, że będę mieszkał całe życie w San Sebastian, z żoną Baskijką. A teraz jest normalne, że pochodzę z Kraju Basków, ożeniłem się z Andaluzyjką, mam dom pod Barceloną, a jestem właśnie w Warszawie i rozmawiamy o mojej pracy w Polonii. I tak jest dobrze. Żyję w szczęśliwych czasach.

[b]Ale najmocniej czuje się pan związany z Barceloną? [/b]

To jest po pierwsze piękne miejsce do życia, a po drugie, miasto możliwości. Nie tylko dla mnie jako trenera, ale też jako komentatora telewizyjnego, biznesmena. Miałem kontrakt z Television Espanola i z radiem, ale gdy wybrałem Polonię, z tamtych zajęć się wycofałem. W Barcelonie mam najlepsze widoki na przyszłość. Czuję się tam kochany, ludzie mnie traktują z czułością. Grałem dla nich przez dziewięć lat, zdobywałem tytuły. A San Sebastian jest jak moi rodzice: zawsze będę ich kochał, ale życie układam po swojemu.

[b] Ludzie pana kochają. A władze Barcelony? Od kiedy prezesem jest Joan Laporta, nie zaproponowano panu żadnej funkcji w klubie. [/b]

Jestem socio Barcelony, oglądam wszystkie mecze. Moja karta członkowska ma numer o wiele tysięcy niższy niż np. karta Guardioli. Ale przyznaję, że z obecnymi władzami nie mam bezpośredniego kontaktu. Jak to z szefami, z jednymi się dogadujesz, z innymi nie. Jestem pewien, że któregoś dnia wrócę do klubu. Nie wiem jeszcze jak, kiedy i jako kto, ale wrócę.

[b]Z pana kolegów z Dream Teamu z początku lat 90. nie tylko Guardiola pracuje w klubie. Txiki Beguiristain, z którym graliście razem jeszcze w Realu Sociedad San Sebastian, jest dyrektorem sportowym, wokół nich jest grupa ludzi związanych ze szkółką piłkarską La Masia. [/b]

Ale ja nie jestem w tej grupie. I nie chciałem w niej być.

[b]Dlaczego? [/b]

Bo nie, po prostu.

[b] Dlatego, że pan zawsze trzymał się raczej grupy zagranicznych gwiazd Barcelony - Koemana, Michaela Laudrupa, Stoiczkowa - a nie hiszpańskiej? [/b]

Nie chodzi o paszporty. Tworzyliśmy grupę dlatego, że to byli piłkarze w moim wieku, i mieli największy wpływ na drużynę. Andoni Zubizarreta też w niej był, choć przecież to Hiszpan. Guardiola to już było nowe pokolenie. My, bardziej doświadczeni, przeżyliśmy razem wiele dobrego i złego i trzymaliśmy się razem. Czuję się człowiekiem wybranym, gdy wspominam tamte czasy: dzieliłem szatnię z najlepszymi piłkarzami świata, z wieloma jesteśmy wciąż bliskimi przyjaciółmi. Z Koemanem pracowałem jako jego asystent w Valencii, ze Stoiczkowem robię interesy. Są też tacy, z którymi się nie przyjaźnię, ale ich szanuję. Odkryłem, tak jakoś po trzydziestce, że ludzi naprawdę warto szanować.

[b] Kto był szefem tamtej drużyny? [/b]

Johan Cruyff. Bez dyskusji. To był lider absolutny.

[b]A na boisku? Koeman, strzelec gola w finale na Wembley, który dał wam Puchar Europy? [/b]

Nie, tam raczej była grupa liderów. Zubizarreta to nie tylko świetny bramkarz, ale i człowiek. Poważny, pracowity. Najstarszy z nas Ramon Alexanco był moim przewodnikiem, gdy przyszedłem do Barcelony. Koeman miał wszystkie cechy lidera, Stoiczkow dawał drużynie agresywność, Romario był geniuszem. Laudrup drugim geniuszem. Role były rozdzielone. Ty Bakero biegasz, Romario daje iskrę natchnienia, Zubizarreta daje spokój. Tam była prawdziwa równowaga jakości i osobowości. Ci którzy rządzili w szatni, byli też najlepsi na boisku.

[b]Który Dream Team był lepszy? Wasz, czy obecny prowadzony przez Guardiolę? [/b]

My w swoich czasach mieliśmy pewne sukcesy. Nawet fuże. Ale ten zespół ma sukcesy zwalające z nóg. Biją wszelkie rekordy, zgarniają tytuły. Ale żeby porównać, która drużyna była lepsza, trzeba by mieć wehikuł czasu, przenieść ich w naszą epokę, i odwrotnie. To co jest dziś w Barcelonie najcenniejsze, to że klub ten okres pokoju i pomyślności wykorzystuje, żeby się bogacić. Możliwości finansowe dzisiejszej Barcelony i tej w której ja grałem dzielą lata świetlne.

[b] W zarabianiu na futbolu jeszcze lepszy jest Real Florentino Pereza. Nowa konstelacja gwiazd zbudowana przez Pereza robi na panu wrażenie? [/b]

Problem Realu polega na tym, że nie może być tak, by sprawy jednocześnie szły dobrze w Madrycie i Barcelonie. Jak Barca ma się świetnie, to Real musi mieć się źle. A w Barcelonie było ostatnio tak dobrze, że kto by nie został prezydentem Realu, czekałaby go ostra wspinaczka. Perez ściągnął wielkich piłkarzy po to, by odciągnąć uwagę od wroga. I udało się, transferami Kaki i Cristiano Ronaldo żył cały świat. Ale czy w ten sposób zbudował drużynę, która ma wewnętrzną równowagę, to już zupełnie inna sprawa.

[b] Mówi pan o cyklach w futbolu. Trener Bakero się z tymi cyklami rozmijał. Kiedy dostawał pan szansę uczenia się zawodu w Barcelonie, trwał akurat jeden z najgorszych okresów w ostatniej historii klubu. Potem był pan jeszcze m.in. w zadłużonym i chaotycznie zarządzanym Realu Sociedad, a potem trafił z deszczu pod rynnę: do jeszcze bardziej zadłużonej i jeszcze chaotyczniej zarządzanej Valencii. [/b]

Jako piłkarz byłem dzieckiem szczęścia. Przeżyłem złote lata Realu Sociedad, jeszcze lepsze Barcelony. A jako trener nie zawsze odpowiednio wybierałem. Ale nie mogę tego nazywać brakiem szczęścia, biorę odpowiedzialność za swoje decyzje. Jak się zaczyna w zawodzie, to się bierze na siebie różne zadania, po które trenerskie gwiazdy nawet się nie schylają. A to oznacza ryzyko. Ja zacząłem od utrzymania w drugiej lidze rezerw Malagi. Potem w Realu Sociedad byłem dyrektorem, a trenerem zostałem na dziewięć kolejek przed końcem sezonu. Drużyna była w strefie spadkowej, ja ją uratowałem przed spadkiem. A potem w lecie zmieniło się pół składu i w następnym sezonie zwolniono mnie po siedmiu meczach bez zwycięstwa. Z Valencią zdobyliśmy Puchar Króla, ale przegraliśmy walkę z problemami, wszelkiego rodzaju, jakie trawią ten klub. Nie płaczę, nie mówię o nikim źle. Szukam dalej.

[b]Podczas waszej pracy w Valencii głośno było o problemach w szatni. Z Koemanem odsunęliście od drużyny jej przywódców, Santiago Canizaresa i Davida Albeldę. [/b]

Nie będę mówił po nazwiskach, bo to nieprofesjonalne. Piłkarze przeważnie źle mówią o trenerach, ale ja nie chcę im się odpłacać tym samym. Robiliśmy w Valencii swoje, czyli podejmowaliśmy decyzje. Piłkarze nie rozumieją, że klub nie płaci im pensji za to, że grają, tylko za to że trenują i są do dyspozycji. A kto zagra, to już decyduje trener. Piłkarz ma pracować, a nie wydawać opinie. Problem zaczyna się wtedy, gdy w szatni jest za dużo starszych piłkarzy, i chcą rządzić po swojemu. Nie mówię tylko o Valencii. Jeśli Barcelona będzie przez najbliższe kilka lat trzymała wszystkie swoje obecne gwiazdy, to ją też to dopadnie.

[b]Myśli pan, że piłkarze Polonii naprawdę wiedzą, kto został ich trenerem? Że gdy Andres Iniesta strzelał w maju gola na boisku Chelsea, a hiszpańscy komentatorzy krzyczeli "Kaiserslautern, Kaiserslautern", to było właśnie o panu: o golu strzelonym głową w ostatniej minucie meczu, bez którego Barcelona nie zdobyłaby tego Pucharu Europy w 1992. [/b]

Myślę, że mnie kojarzą. Ale nie o wspominki tu chodzi, tylko żebym ich uczynił lepszymi piłkarzami. Przeszłość jest miła, ale ja żyję przyszłością.

[b]"Rz": Koledzy z dawnej Barcelony, z którymi zdobywał pan w 1992 roku Puchar Europy, dzwonili, żeby zapytać o co chodzi z tą pracą w Polonii? [/b]

[b] Jose Mari Bakero:[/b] Wielu z nich tak.

Pozostało 99% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy