Cassandra Wilson wystąpiła ostatnio w warszawskim Hiltonie. Elegancka, wieczorowo ubrana widownia, wychodząc z hotelu, mogła zobaczyć zaparkowany przed nim autobus zwany coachem lub nightlinerem wyczarterowany dla gwiazdy na czas tournée. I pomyśleć, że dama światowego jazzu po występie jedzie nim dalej w trasę.
– Ależ to nieprawda! Wielkie gwiazdy nigdy nie nocują w autobusach! – zaprzecza Dionizy Piątkowski, szef Ery Jazzu.
Wilson mieszkała przez trzy dni w prezydenckim apartamencie Hiltona, Dianna Krall gościła w apartamencie hotelu Bristol przygotowanym zgodnie z tzw. riderem, który określa m.in. menu i zasady ochrony, blokady połączeń i kontakty z mediami. Rider Cassandry miał tylko pięć stron. Dla porównania: Dianny Krall – 29, Dionne Warrick – 60.
Do czego służą więc nightlinery? – Pozwalają uniknąć krótkich przelotów, które zajmują zbyt wiele czasu i piętrzą logistyczne problemy – tłumaczy Dionizy Piątkowski. – To są hotele na kółkach, z miejscami do spania, salonką, łazienkami, kuchnią i kateringiem – potrzebne, by przemieszczać się 300 – 600 km dziennie.
Imponująco wyglądał coach Boba Dylana przed warszawskim klubem Stodoła. Na dachu zamontowano kilka anten do odbioru telewizji satelitarnej. Ale bard noc spędził w Bristolu. Podobnie jak The Rolling Stones czy Depeche Mode.