KGHM chce wpompować prawie 100 mln zł w poszukiwania miedzi w Saksonii. Jego niemiecki wspólnik nie zaryzykuje ani grosza. Ale zagwarantował sobie jedną czwartą przyszłych zysków, gdyby odwierty zakończyły się sukcesem. Sprawę bada już legnicka prokuratura.
Miedź, po którą chce sięgnąć KGHM Polska Miedź, ma leżeć na obszarze Weisswasser w Saksonii, blisko polsko-niemieckiej granicy. Koncern się spieszy, bo koncesja na poszukiwania złóż kończy mu się w grudniu 2011 r.
Aby się dowiedzieć, czy miedź w ogóle tam jest i czy opłaca się ją wydobywać, musi zainwestować na początek 23 mln euro (ok. 91 mln zł). Może zrobić tylko siedem otworów poszukiwawczych w dwóch etapach. Koszt pierwszego etapu (cztery wiercenia) wyniesie ok. 13,3 mln euro (52,4 mln zł). Uzyskane wyniki z pierwszego etapu rozpoznania będą podstawą do podjęcia decyzji o realizacji drugiego etapu poszukiwań na tym terenie. Dziś KGHM nie wie nawet, czy tam złoża są.
[srodtytul]Niemiec – gwarant sukcesu?[/srodtytul]
Partnerem polskiej firmy jest niemiecka HMS Bergbau. Razem – wtedy jeszcze z KGHM Cuprum (firma badawcza będąca w 100 proc. własnością KGHM) – zawiązały w ubiegłym roku spółkę KGHM HMS Bergbau z siedzibą w Berlinie. Według oficjalnego komunikatu niemiecki partner to ”jeden z największych w Niemczech podmiotów zajmujących się wydobyciem węgla i handlem nim, świadczący równocześnie usługi logistyczne”. Jak wynika z danych finansowych HMS Bergbau, jest to jednak stosunkowo niewielka firma handlowa (choć notowana na frankfurckiej giełdzie). Zatrudnia 18 pracowników, a w czasie gdy zawiązywała spółkę z polskim koncernem, zarabiała ok. 1 mln euro rocznie. Nie miała nic wspólnego z miedzią.